Jeśli ktoś Wam powie, że Sztokholm jest „Wenecją Północy”, to mu nie wierzcie. Sztokholm nie musi udawać Wenecji, by zachwycać. To miasto nikomu nie stara się zaimponować, magiczne jest jakby zupełnie od niechcenia.
Stolica Szwecji jest dla polskich turystów niemal na wyciągnięcie ręki, a jednak jeździmy tam stosunkowo rzadko. No, chyba że do pracy… A szkoda, bowiem północnych sąsiadów docenić warto. Owszem, w Szwecji jest drogo i zdecydowanie nie jest to kraj porażający spektakularną architekturą jak Włochy czy inna Francja, a jednak uroku jest tu tyle, że można by obdzielić wiele innych miejsc.
Sztokholm można by odebrać nie jako miasto, lecz krainę. Leży na 14 wyspach (licząc tylko te duże) i mimo zwartej zabudowy kusi dużą ilością zieleni od wybrzeży po wzgórza. Osiedla są rozrzucone, niektóre prawie jak enklawy w zielonych otulinach.
W sporym uproszczeniu można by powiedzieć, że to miasto naprawdę służy ludziom, którzy tu mieszkają. Jest gdzie biegać, wyjść z psem, jechać na rowerze. Kawiarnie i restauracje znajdziecie nawet daleko od centrum, otwarte na oścież są boiska i stadiony. Ba, nawet ponad stuletni stadion olimpijski – będący zabytkiem nie tylko dla miłośników sportu, lecz architektury – można odwiedzić bez skrępowania i poćwiczyć na bieżni.
W Sztokholmie naprawdę czuć, że miasto ma być dla mieszkańców. Jeśli czasami dochodzą Was słuchy, że Szwecja płonie, a imigranci zagarniają przestrzeń publiczną, to najlepiej zbyć je uśmiechem. Owszem, problemów społecznych nie brakuje, ale jeśli nie wpadnie Wam do głowy wyjeżdżać na bardzo odległe blokowiska pokroju Rinkeby czy Kista (jakieś 10-12 km drogi od centrum), możecie nawet nie uświadczyć jednego patrolu policji podczas pobytu.
Bliżej centrum dostrzec można więcej zalet mieszania się kultur niż problemów z tego tytułu. Bywa tak, że wzdłuż jednej ulicy znajdziecie knajpki szwedzkie, amerykańskie, wietnamskie, libańskie, meksykańskie, włoskie i japońskie. Wzdłuż innej – hinduskie, tajskie, nawet hongkońskie. A mówimy tylko o paru przecznicach od dworca kolejowo-autobusowego, bo… po przyjeździe byliśmy głodni i wybrać było naprawdę ciężko.
W ścisłym centrum, tj. na historycznej wyspie Stadsholmen (tu znajduje się Gamla Stan, czyli stare miasto) jest już nieco bardziej konwencjonalnie, ale i tu można skusić się i na szwedzkiego śledzika, i na włoską pizzę, i na taco. Oczywiście za nieco inne pieniądze, ot uroki stołowania się w ścisłym, zabytkowym centrum.
W Gamla Stan nie trzeba jednak się rozsiadać, wyjątkowo wąskie uliczki i spiętrzone nad brukiem XVII-wieczne kamienice skłaniają do zaglądania w każdy zakamarek. Jakby coś można było jeszcze odkryć, zobaczyć drzwi do innej krainy. Choć architektura jest prosta i utrzymana w raczej naturalnych kolorach, to jest nieco baśniowo, a topografia sprzyja wędrówkom.
W sercu Gamla Stan znajdziecie malowniczy Stortorget, czyli dawny centralny plac Sztokholmu. Skromny w rozmiarach z racji ciasnoty, ale wyjątkowo urokliwy, na jednej ze swych ścian ma dawny budynek giełdy, dziś muzeum noblowskie. Za nim wyłania się gotycka katedra Storkyrkan, a jeszcze za nią plac paradny i zamek królewski. Wszystko to na odcinku stu metrów.
Nieco dalszy spacer może zaprowadzić w kolejne niezwykłe miejsca. Na zachodzie jest wyspa sądowa (Riddarholmen), na północy parlament, a na wschodzie czarujące nabrzeże z widokiem na kolejne wyspy Skeppsholmen i Kastellsholmen, a za nimi najbardziej imponującą: Djurgården. Na wszystkich znajdziecie muzea (jest ich naprawdę wiele!), zabytki i przepiękne parki.
Djurgården to miejsce zwłaszcza dla zwiedzających z dziećmi, ponieważ znajduje się tu wiele popularnonaukowych i rozrywkowych atrakcji, w tym skansen, zoo oraz park rozrywki Gröna Lund. To miejsce najlepiej odwiedzić wiosną lub latem, zimą urok może zepsuć pogoda. Na starszych i młodszych wrażenie zrobi z pewnością Muzeum Vasa, w którym ocalono niemal w całości wrak statku Vasa.
Warto jednak sprawdzić przed wyjazdem mapę Sztokholmu również poza historycznym centrum, zwłaszcza jeśli znajdziecie czas na zejście z miejskiego szlaku do jednego z cichszych zakątków – do wyboru są przecież łódki, parki, skałki, nawet narty. Jednocześnie Sztokholm ma bardzo sprawny system transportu zbiorowego, a jeden bilet czasowy upoważnia do wstępu na pokład autobusu, tramwaju, kolejki naziemnej, metra i wybranych promów.
W razie niepewności zawsze można poprosić miejscowych o pomoc, świetnie mówią po angielsku i nie odmawiają turystom wsparcia. A może, jak my, znajdziecie też miejscowych Polaków, którzy doradzą i oprowadzą. Chwilami można odnieść wrażenie, że – pomimo codziennego zgiełku i pośpiechu – ludzie tu mają o tę jedną cenną chwilę więcej: na oddech, rozmowę, zachwyt nad światem.
Tak właśnie odbieramy Sztokholm. Tu nie jedzie się dla drogich sklepów, drapaczy chmur, spektakularnych miejsc. Selfiki na insta z tego miasta nie zrobią takiego wrażenia, jak z Dubaju, Nowego Jorku, Moskwy czy Paryża. I nie muszą, bo Sztokholm jest świetny właśnie w swym umiarze i naturalności.
Facebook
RSS