Site icon Sukces jest kobietą!

Sukces on Tour: Horseshoe Bend – cała droga dla jednego zdjęcia?

Nigdzie indziej rzeka Kolorado nie wykonuje tak spektakularnego zakrętu, a dzięki mediom społecznościowym ten jeden meander stał się punktem obowiązkowym dla wielu turystów. Na szczęście nie tylko po to jedno zdjęcie warto tu przyjechać…

Po nadłożeniu wielu mil w Dolinie Śmierci stanęło przed nami trudne zadanie dojazdu z powrotem do Las Vegas, a następnie na północny wschód, do St. George, na tyle wcześnie, by wyspać się na kolejny dzień. Celem nadrzędnym był Wielki Kanion, ale że jest on – wiecie – wielki, to trzeba trochę drogi nadrobić.

Po drodze na szczęście jest co oglądać, bowiem tuż za Las Vegas czerwienieje Dolina Ognia, natomiast jadąc dalej Veterans Memorial Highway auta przeciskają się wąskim kanionem rzeki Virgin, co dostarcza niesamowitych wrażeń wzrokowych – nawet o zmroku, który złapał nas już na tym etapie. Gdy wreszcie dotarliśmy do St. George, urokliwe miasto powitało nas ciut niższą temperaturą, choć wciąż trudną do zniesienia.

Tu postanowiliśmy, że zanim pojedziemy następnego dnia do Wielkiego Kanionu, musimy zobaczyć jeszcze parę atrakcji: Horseshoe Bend oraz Monument Valley. Był jeszcze apetyt na słynny Kanion Antylopy, ale okazuje się, że latem terminy trzeba tam rezerwować z dużym wyprzedzeniem, a wstęp w porach występowania widowiskowych słupów światła kosztuje zaskakująco słono. Nic to, Horseshoe Bend też zapowiadał się smakowicie.

Położony przy pustynnym miasteczku Page punkt widokowy nad wijącą się rzeką Kolorado stał się popularny w całych Stanach dopiero w ostatnich latach, dzięki wszechobecności mediów społecznościowych. Turyści uderzają tu falami podobnie jak upał, przed którym ostrzegają tablice i pracownicy miejscowych parkingów. Ponieważ od miejsca postojowego do samej krawędzi skalnej jest kilkaset metrów piachu do przemaszerowania pod górę (nowa, lepsza trasa dopiero powstaje), w środku lata naprawdę można się odwodnić lub dostać udaru na słonecznej patelni.

Kiedy jednak dotarliśmy na miejsce, widok był rzeczywiście pocztówkowy. Turyści stają tu ok. 300 metrów nad meandrem snującej się leniwie Kolorado. Dopiero po chwili okazuje się, że tak naprawdę po zrobieniu zdjęcia i pierwszym wrażeniu nie bardzo jest tu co robić.

Kontemplowanie krajobrazu jest warte chwilowej zadumy, ale 40-stopniowy upał wybija z głowy długie stanie w bezruchu. Być może dlatego niektórzy przyjezdni – pewnie dla lepszych zdjęć na insta – uciekają się do dość ryzykownego podskakiwania tuż przy krawędziach czy kładzenia się na najbardziej wysuniętej skale. Inni z kolei udają wspinaczkę lub zwisanie z krawędzi, z raczej komicznym skutkiem.

Nie oznacza to, że podkowiaste zakole Kolorado nie jest warte odwiedzenia, zwłaszcza za symboliczną opłatę, jaką wnosi się za parking. Nie jest to też jedyna atrakcja w okolicy. Warto podjechać również na efektowną zaporę Glen Canyon oraz położony nieco wyżej punkt widokowy na Lake Powell – turkusowy zalew stworzony na rzece Kolorado.

Exit mobile version