
Volvo Trucks to pionier i lider w produkcji ekologicznych pojazdów ciężkich. Szwedzkie zasady dbałości o środowisko nie są obce Małgorzacie Kulis, dyrektor zarządzającej Volvo Trucks Polska. Troskę o planetę wyraża też sama, nie tylko w biurze, ale i w życiu.
Samochody elektryczne są już popularne, a na elektryczne ciężarówki długo musieliśmy czekać. Volvo Trucks wypuściło taki pojazd jako pierwsze z seryjnej produkcji.
Małgorzata Kulis, dyrektor zarządzająca Volvo Trucks Polska: Pod względem elektromobilności ciężkiej faktycznie jesteśmy zdecydowanym liderem. Inne marki wcześniej miały mniejsze samochody elektryczne, osobowe czy vany, natomiast jeśli chodzi o pojazdy elektryczne w segmencie ciężkim, to jesteśmy absolutnie przed konkurencją. I już dziś możemy powiedzieć, że Volvo Trucks jako jedyna marka ma pełną gamę pojazdów elektrycznych. Od dostawczych do transportu międzymagazynowego, śródmiejskiego, z uwzględnieniem pojazdów komunalnych, czyli wszystkich poruszających się w obrębie miasta. Naszym najmłodszym dzieckiem jest pierwszy 44-tonowy ciągnik, którego pierwsze egzemplarze właśnie wydajemy klientom.
Rozumiem, że to nie ostatnie plany?
Przeciwnie. Mimo tego, że pozostajemy dzisiaj niekwestionowanym liderem elektromobilności w Europie i Stanach Zjednoczonych, to wciąż jesteśmy dopiero na początku drogi. Szczególnie, jeśli mówimy o Polsce, to dalszy rozwój jest nieunikniony. Na pewno będzie uzależniony od legislacji, która wyznacza progi redukcji emisji dwutlenku węgla. Kolejnym czynnikiem jest szeroko pojęta infrastruktura, która obecnie w Polsce jest ograniczona. Mówimy też o pewnej dojrzałości rynku, która na pewno byłaby większa, gdyby ruszyły subwencje, ulgi, rozwiązania znane z Niemiec czy Skandynawii. Tam obowiązuje wyrównanie różnicy między pojazdem elektrycznym a odpowiednikiem konwencjonalnym, konkretne dopłaty lub – jak w Szwajcarii – różnice w podatku drogowym na korzyść pojazdów zeroemisyjnych.
Wspomniała Pani o dojrzałości rynku. Czyli obecnie zainteresowanie klientów takimi pojazdami jest trudne?
Zainteresowanie już jest i przez ostatnie ponad dwa lata, czyli od wprowadzenia pojazdów gamy średniej, ono stale rośnie. Mamy dużą bazę tzw. leadów, a więc podmiotów potencjalnie zainteresowanych. Wiele firm chce i testuje te pojazdy. To zrozumiałe, nowej technologii każdy chce spróbować przed wprowadzeniem do codziennego użytkowania. Rozmowa zmienia się, kiedy przychodzi do ceny i planowania. Mniej czasu spędzamy z klientem na konfiguracji pojazdu, a znacznie więcej na planowaniu tras, optymalnej eksploatacji, ale też w dużej mierze rozmowy toczą się wokół kwestii ładowania, infrastruktury, elastyczności energetycznej i prawdziwych źródeł zielonej energii, które jak nam wszystkim wiadomo w Polsce są wciąż ograniczone.
Proces zmian się rozpoczął, ale nie oszukujmy się: bez zdecydowanych kroków rządowych on będzie powolny. Oczywiście, pewne firmy chcą wizerunkowo zainwestować w elektromobilność. To bardziej firmy zlecające transport niż wykonujące go samodzielnie, jak IKEA czy Amazon. Właśnie tacy klienci zlecający mogą mieć znaczny wpływ na zmianę taboru firm transportowych. Na pewno z roku na rok będziemy oglądać coraz więcej ciężarówek elektrycznych na polskich drogach.
Wizerunkowo na tej zmianie skorzysta też Volvo Trucks.
Jako Volvo Trucks mamy korzenie szwedzkie, tam jest nasze dziedzictwo i tożsamość. Od początku istnienia marce towarzyszą trzy wartości: bezpieczeństwo, jakość i dbałość o środowisko naturalne. Od pierwszego pojazdu wypuszczonego na drogi łączymy je i naturalnym krokiem jest ten w kierunku zeroemisyjności. Obserwując wszystko, co dzieje się z naszą planetą – wymieranie gatunków, susze, pożary i inne anomalia – zupełnie oczywiste jest, że postęp cywilizacyjny nie powinien aż tak szkodzić planecie. W każdej szanującej się firmie cele oparte na wiedzy naukowej i skupione na ochronie środowiska są po prostu koniecznością. Bez tego nie można być dziś postrzeganym jako solidna, jakościowa marka, nie można też myśleć o trwałej pozycji leadera rynkowego.
Zatem w Volvo nie było problemu z przekonywaniem kogokolwiek. Pamięta Pani moment, kiedy nastąpiła decyzja: wchodzimy w elektromobilność?
Sama elektromobilność to kwestia ostatnich lat, dzięki dostępnym technologiom. Natomiast już w latach 70. XX wieku spółka była jedną z pierwszych podejmujących wyzwania na rzecz redukcji emisji dwutlenku węgla czy znacznej redukcji zużycia paliwa. Nasze pojazdy na przestrzeni lat stały się znacznie oszczędniejsze, a to automatycznie ogranicza emisje.
W 2018 roku wprowadziliśmy pojazdy zasilane gazem CNG i LNG, emitujące znacznie mniej dwutlenku węgla, a te napędzane biogazem schodzą do zerowej emisji. Wówczas kolejnym krokiem stała się seryjna produkcja pojazdów elektrycznych, a teraz celem jest osiągnięcie do 2030 progu 50 proc. udziałów w sprzedaży właśnie dla samochodów zeroemisyjnych i niskoemisyjnych.
Na jakim poziomie jest sprzedaż tych samochodów obecnie?
W tej chwili szybko rośnie udział w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, do tego w Skandynawii, gdzie dofinansowania pomogły uruchomić proces wymiany taboru. On ruszył też w Niemczech i Holandii, tam są programy wspierające. Natomiast dziś rynek pojazdów ciężkich, powyżej 16 ton, jest wciąż bardzo ograniczony. Już rośnie z roku na rok, w naszym karnecie stale przybywa tych zamówień i zmianę widać. Na pewno cel jest ambitny, ale też osiągalny. Zresztą, każdy producent samochodów ciężarowych chwali się dziś nowymi produktami z napędem elektrycznym. Właśnie rozpoczynają się targi w Hanowerze i na pewno na każdym stoisku będzie taki pojazd. My z dumą możemy powiedzieć, że jesteśmy najbardziej zaawansowani, zresztą również w przypadku autobusów elektrycznych.
Właśnie o to chciałem spytać: pod względem zamówień autobusów elektrycznych Polska jest liderem w Europie, a z ciężarówkami jest zupełnie inaczej. Dlaczego?
Decyduje kwestia subsydiów. Do autobusów one są i nawet mniejsze gminy inwestują w publiczny transport elektryczny. Można dyskutować o ich wysokości, ale dotacje obowiązują i zmieniają nasze miasta. W przypadku transportu towarów nie ma programów wspierających. Na pewno jest też konieczna duża zmiana mentalna u właścicieli firm i samych kierowców. Model użytkowania takiego pojazdu jest inny, choćby z uwagi na ładowanie względem tankowania. W obrębie miast „elektryk” oznacza większą elastyczność.
Dzięki zdecydowanemu ograniczeniu hałasu można go używać w innych godzinach, również nocnych. Elektryczne ciężarówki mogą jeździć po buspasach, a niedługo tylko one będą mogły wjeżdżać do zielonych stref miast. Każda taka zmiana polityki pomaga przyspieszyć zmianę myślenia o tych rozwiązaniach.
A czy Państwo też działają – poza bezpośrednim przekonywaniem klientów – na rzecz tej zmiany postrzegania?
Oczywiście, jako Volvo Trucks Polska jesteśmy członkiem Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych, a więc organizacji mocno lobbującej za rozwojem elektromobilności w Polsce. Mamy również panele dyskusyjne, spotykamy się z przedstawicielami sfer rządowych, opiniujemy rozwiązania. Jako pierwsi w Polsce zarejestrowaliśmy elektryczną ciężarówkę i udostępniliśmy ją do komercyjnych testów na kilka miesięcy. Testy wypadły bardzo pozytywnie i pomogły przekonać kolejne osoby. Ale to jest proces, działamy krok po kroku. Ktoś musi być pierwszy i nie boimy się tej roli.
Nie zrażają Państwa takie sytuacje jak niedawny kryzys energetyczny? To brzmi jak cios dla promowania elektromobilności.
Na pewno tak, ale kryzys dotknął również paliw kopalnych, więc to nie jest argument przeciwko samochodom elektrycznym. Znacznie większym wyzwaniem jest budowa i dostępność infrastruktury do ładowania. Tu nie można liczyć wyłącznie na prywatne inwestycje, potrzeba działań rządu, dużych, przemyślanych i zorganizowanych projektów.
Z każdym nowym pojazdem elektrycznym będą potrzebne stacje ładowania. Firmy instalują stacje przy swoich siedzibach, my również mamy ładowarki, ale co z autostradami? Potrzebujemy miejsc, gdzie kierowca zjedzie i zestaw z naczepą będzie mógł się naładować przed dalszą drogą, kierowca nie może wyczepiać naczepy, żeby naładować ciągnik, bo to zbyt wiele manewrów.
O potrzebie działań ze strony rządu pewnie moglibyśmy mówić długo. A jakie są plany Volvo Trucks w najbliższym czasie, zwłaszcza związane z ekologią?
Cały czas robimy sporo, niedawno jako pierwsi wprowadziliśmy do produkcji aut ciężarowych stal wolną od surowców kopalnych. Rozwiązanie jest przełomowe, produkuje ją dla nas Saab w północnej Szwecji. Już prawie jedna trzecia podzespołów w naszych pojazdach pochodzi z recyklingu. Nawet w przypadku konwencjonalnych ciężarówek aż 90 proc. pojazdu można bezpiecznie zutylizować. U nas działanie na rzecz ochrony środowiska to nie slogan, ale efekt badań, ogromnych inwestycji i partnerstwa z innymi markami. Zabezpieczamy przyszłość planety i swoją. Największe obecnie wyzwanie to zasięgi pojazdów elektrycznych. Wszyscy pytają, co z zasięgami.
I co z zasięgami?
Mówiąc o najcięższych samochodach elektrycznych, dziś zasięg to 300 km na jednym ładowaniu. Mówimy więc o transporcie mniejszych odległości, na stałych trasach. Przyszłością transportu dalekobieżnego wydają się dziś pojazdy napędzane wodorem. Podpisaliśmy zresztą umowę i wspólnie z Mercedesem i Grupą Traton opracowujemy napęd wodorowy i planujemy, że pierwsze komercyjne pojazdy trafią na testy do klientów już w 2025 roku. Czyli w zasadzie za chwilę.
W przypadku rozwoju technologii napędowej 2-3 lata faktycznie nie brzmią jak odległa perspektywa.
W biznesie i technologii czas leci naprawdę szybko, a my staramy się go wykorzystać możliwie dobrze. Każdy nowy punkt dilerski, każda nowa fabryka – wszystko to też planujemy tak, by powstawały jak najmniej inwazyjnie dla środowiska, aby były jak najmniej emisyjne. Materiały, źródła ciepła, energii, instalacje oświetleniowe, zielone strefy neutralizujące ewentualne zanieczyszczenia… jest tego wiele.
Nawet rzeczy zupełnie prozaiczne w biurze: śmieci posortowane, woda tylko z syfonu, żadnych plastikowych baniaków. Przy biurach są zielone strefy dla komfortu pracowników. U nas każdy pracownik jest świadomy, jak ważne jest otoczenie, co więcej to właśnie nasi pracownicy sami organizują się do akcji pokroju sprzątanie lasu czy sadzenie drzew. To zresztą scala zespół.
Czyli zmiany i świadomość są na każdym poziomie.
Sama często zadaję sobie pytanie, co jeszcze możemy zrobić. Nie mówię nawet o firmie, ale o nas, społeczeństwie. Boli mnie zwłaszcza to, co przekłada się na kumulację plastiku, już na poziomie mikrocząsteczek. Wszechobecny konsumpcjonizm: ciągle chcemy więcej, marnujemy i wyrzucamy masę rzeczy i nad tym chyba najbardziej musimy zapanować. My umrzemy, a użyte raz plastikowe butelki zostawimy dzieciom i wnukom. Kiedy czytam, że przeciętny obywatel Niemiec (akurat ich dotyczyło badanie) pochłania w ciągu tygodnia mikroplastik wielkości karty kredytowej, to jestem przerażona. To jest wszędzie: w wodzie mineralnej, kremach, jogurtach, mięsie, warzywach. Sami stajemy się śmietnikiem, na własne życzenie.
Doszliśmy do smutnych i egzystencjalnych wniosków. Jak je pogodzić z interesem firmy, która musi zarabiać i wciąż coś wytwarzać?
Dlatego właśnie cały czas inwestujemy w nowe rozwiązania, by ograniczyć swój wpływ. Po to dbamy, by nasze pojazdy dało się zutylizować, a w produkcji wykorzystać jak najwięcej tego, co już zostało wytworzone. Parametry jakościowe związane z ochroną środowiska to absolutna konieczność.
Również w biznesie dochodzimy do ostatniego momentu na działanie: jeśli my nie zaczniemy działać na rzecz ochrony planety, to ona się przed nami nie ochroni. Sama planeta oczywiście przetrwa, ale nie jako ta, na której my chcemy i możemy żyć.
Na polskim rynku widzi Pani taką koalicję na rzecz zmian?
Jeśli chodzi o nasz kraj, z przykrością muszę powiedzieć, że wiele jest kroków czysto pozornych. Ekologia stała się modna i tak widzę szeroko pojęte działania w polskim biznesie. Niewiele jest konkretów. Na pewno brakuje środków, jasno wyznaczonego kierunku działania. O rządzie nie chcę się wypowiadać, bo nie zajmuję się polityką, natomiast nie za wiele się dzieje. Jeśli w debacie publicznej ponownie mamy spór o powrót do węgla, to idziemy w złym kierunku.
Wspominała Pani o wprowadzaniu zmian na poziomie osobistym w pracy. A jak to wygląda w Pani życiu prywatnym?
Na pewno staram się nadawać przedmiotom drugie życie. Ubrań nie wyrzucam, zawsze albo z nich korzystam, albo oddaję komuś, kto jest tym zainteresowany: znajomym lub potrzebującym. Wszyscy w domu zwracamy uwagę na to, co jemy. Nie robię zakupów „na cały tydzień” i „na głodnego”, więc w sklepie jestem częściej, ale kupuję tyle, ile potrzebujemy. Staramy się nie marnować prądu czy wody. Prosta sprawa: myję zęby? Woda zawsze jest zakręcona. Śmieci zawsze są posortowane. Albo kapsułki po kawie, które zawsze oddaję do sklepu.
Byłabym hipokrytką nazywając siebie doskonałą, ale zmiany nawyków są procesem, który chcę kontynuować. Wychowałam się na Mazurach, tam spędziłam dzieciństwo i natura jest mi bardzo bliska. Kocham góry, spacery z psem i kocham swoje otoczenie. Więc moje działania wynikają nie z trendów, ale świadomości, że odpowiadam za siebie, swoją rodzinę i świat, w którym żyję.
Tak powiedziane, że nic tylko przyklasnąć. Czego mogłaby Pani życzyć planecie na nadchodzące lata?
Z pewnością chciałabym wzrostu powszechnej świadomości w społeczeństwie i biznesie. Gdybyśmy zawsze robili to, co deklarujemy – od najmniejszych spraw prywatnych po instytucje – już byłoby o wiele lepiej. Życzę Ziemi dobrej edukacji w tym względzie, choć mamy się też czym pochwalić. Ruszyło uprawianie sportu i nawet starsze osoby nie krępują się podejmowania takiej aktywności. Szczęśliwsi i bardziej świadomi ludzie rzadziej choćby wywożą śmieci do lasu, a każda taka zmiana to realna korzyść. Bardzo nam kibicuję, żeby to szło dalej, żebyśmy brali na poważnie sygnały, które Ziemia nam daje.
Po więcej informacji o działalności naszej Bohaterki zapraszamy na stronę VOLVO.
Fot. Maciej Grochala dla projektu „Sukces jest kobietą” i kampanii „Mam zielone pojęcie”.
Facebook
RSS