Site icon Sukces jest kobietą!

USA prywatnie

btrhdr

Spotkałam go po raz pierwszy kilka lat temu. I choć sporo o nim wcześniej słyszałam, 'na żywo’ okazał się dużą niespodzianką
Wieczór naszego pierwszego spotkania był ciepły, wiosenny, a on olśnił mnie swoim blaskiem od pierwszego wejrzenia. Dosłownie. Czasami tak bywa, wpadasz jak śliwka w kompot, cóż poradzić ?

Trochę grał na początku, popisywał się, wiadomo, stroszył piórka, ale jednak 'z biegiem lat z biegiem dni’ okazało się, że ma w sobie to 'coś’. Że mogę go odkrywać za każdym razem inaczej i że nigdy nie będę się z nim nudzić.
Właściwie od tej pierwszej chwili, w której go zobaczyłam, wiedziałam, że będzie to miłość mojego życia

Że gdziekolwiek pójdę, pojadę, cokolwiek będę robiła, kogokolwiek poznam, zawsze i wszędzie, zasypiając i budząc się, będę tęskniła właśnie do niego.

Mniej lub bardziej, ale zawsze!

Że będę do niego wracała, kiedy tylko będę mogła i kiedy czas mi na to pozwoli. Że kiedy mnie zawoła, kolejny raz, po kolejną przygodę, zrobię to, co robi w takiej sytuacji zakochana dziewczyna: spakuję się i popędzę na samolot

Mój jedyny, ukochany, najlepszy! Drugiego takiego nie ma na całym świecie!
Nowy Jork ????
Znów mnie wzywa. Czeka na mnie. Nie potrafię mu się oprzeć
Off we go then. See you soon My Love!

Kiedy jakieś naście lat temu, jako dziecię jeszcze, obejrzałam po raz pierwszy 'Pulp Fiction’ i zakochałam się na zabój w Królu Quentinie, i nic już nie było takie, jak wcześniej, nie sądziłam, że jego 9. film 'Once Upon a Time in Hollywood’ będę oglądała chwilę po premierze w… Hollywood
Marzenia są najlepsze, bo nawet nie wiadomo, kiedy się spełnią bardziej, niż nam nawet przychodzi do głowy Musicie mi wybaczyć, ale wzruszenie zawsze sprawia, że piszę tego typu górnolotne mądrości ?

Ps. A film? Powiem tak: Świat byłby lepszy, gdyby był 'written and directed’ by Quentin Tarantino

 

Jest tu gorąco jak diabli, wilgotność powietrza to jakieś 700 procent (i nie przesadzam nawet troszeczkę), po kilku minutach deszczu po ulicach się nie jeździ, a pływa, Bourbon Street nocą jest gorsza od Szewskiej i Floriańskiej razem wziętych, a jednak, jeśli jakieś miasto kiedykolwiek skradło mi serce szybciej niż Nowy Orlean, to był to tylko Nowy Jork ♥️

Może przez te wyraźne wpływy Europy i moich ukochanych Karaibów, może przez świetny zespół w każdej knajpie, przy którym można przetańczyć calutką noc (Jazz, blues, rock, reggae, country, czego tylko dusza zapragnie. I tak, wierzcie mi, chce się tam tańczyć i tańczy się całą noc!), może dzięki ludziom, którzy żyją raczej skromnie, ale serdecznie, a może przez to, że każda kalka, którą mam w głowie na temat tego miasta okazuje się być sto razy lepszą w rzeczywistości ?

Luizjana daje radę, choć poza cudnym Nowym Orleanem, mokradłami, aligatorami, rejsami parostatkiem po Missisipi (mhm, tak właśnie, jak Scarlett), ma też tę okrutną i smutną twarz plantacji – potęgi zbudowanej na krzywdzie setek tysięcy niewolników, czyli tego, czego Ameryka pamiętać za bardzo nie lubi, ale zapomnieć nigdy nie powinna…

Tak się prezentuje dream team w trakcie harówy w USA ?
Choć trzeba przyznać, że okoliczności przyrody niebywałe i taka praca to prawdziwa przygoda, a i tych trochę się już pojawiło (wspomnę choćby wymianę opony na skraju pustynii przy Route 66, przecinanie pasu zieleni zaraz za radiowozem lub chodników w miastach, wpadanie w nierówności terenu w Luizjanie i kilka innych, które przez wzgląd na zachowanie resztek naszej godności, łaskawie przemilczę) ???

 

Co by tu o Teksasie powiedzieć… Że wszystko jest tu większe niż gdziekolwiek indziej (hm, jakiś kompleks, czy coś?), że Dallas to ładne wizualnie miasto, że te steki są naprawdę pyszne, a cześć krówek wiedzie w miarę radosny żywot na prawdziwych polach z prawdziwą trawą, że ludzie tutaj kompletnie nie uznają funkcji chodzenia (a ulice często nie posiadają chodników, wiemy coś o tym, bośmy trochę jak wariaci po Teksasie spacerowali). Nogi służą tu bowiem do prowadzenia auta, opcjonalnie tańca, ewentualnie jazdy konnej. Że oglądanie rodeo nie jest rozrywką, którą zapragnę powtórzyć, ale 60-letni uroczy pan z ubera z genialnym teksańskim akcentem sprawia, że po kilkudniowej wizycie w tym stanie, zostaje do jego mieszkańców w człowieku duża sympatia, mimo wszystko

 

'Walking in Memphis’ przy dźwiękach fantastycznego bluesa było. 'Walk the line’ na szczęście nie, choć tutaj i country brzmi jakoś lepiej, no i królów dwóch wiecznie żywych odwiedzonych ?
Coś niebywałego, jak Memphis i Nashville żyją muzyką od zmierzchu do świtu, no ale w końcu jak się ma za ambasadora Elvisa i Johnny’ego Casha, to jak może być inaczej. Przetańczyć w tych miastach całą noc to mało, trzeba tu wrócić i to zdecydowanie na kilka nocy ♥️

 

I z całej wyprawy Waszyngton okazał się najmniej porywającą z jej etapów. No bo tu wszystko takie, jak wyobrażasz sobie, że jest w rzeczywistości. I ten Biały Dom ogrodzony siatką na jakieś 10 kilometrów (przynajmniej po trawniku można było pohasać boso, ale po Central Parku też można, a jednak zachwyca bardziej) i ten Capitol taki dostojny, że wyglądający jak scenografia, i ten cmentarz w Arlington znany z niemal każdego filmu z motywem militarnym, i ten prosto z Freuda wzięty Washington Monument. Takie wszystko poprawne, zamaszyste i całkowicie odpowiadające wyobrażeniom…

W porządku, Abraham Lincoln jest fajny, no i widok, jaki ma na ten słynny basen, również swojego imienia (ten, wiecie, co to Forrest Gump spotkał w nim swoją Jenny na pacyfistycznym wiecu Dzieci Kwiatów, po powrocie z Wietnamu), też fajny. Można usiąść w cieniu i posiedzieć sobie ?

Po drodze był jeszcze polski wątek, a mianowicie miasteczko położone malowniczo w górach (do którego cześć ekipy dotarła dzielnie na pace, co zostało udokumentowane, ale ze względu na niepoprawność tego zachowania względem przepisów ruchu drogowego nie będzie udostępnione publicznie ?) o wdzięcznej nazwie Pulaski. Mhm, tak, jak myślicie, od nazwiska naszego rodzimego zasłużonego dla USA generała (co to najpewniej był Kobietą, jak Sukces ?)

Ps. A i tak najfajniejszy z tej części podróży będzie Rocky Balboa w Filadelfii ♥️
Czyli zbliża się powoli czas podsumowania ?✍️?

Hasztag #ontheroad ♥️

Kiedy po rozpakowaniu walizek po najnowszej przygodzie stwierdzadz, że w trakcie tejże sama droga stała się celem podróży, tej wymarzonej 'od zawsze’, wtedy wiesz, że twoja wyprawa warta była wszystkiego!

ALE. Wszystko, co dobre, jest nielegalne, niemoralne albo powoduje tycie ? To niestety prawda ? Hm, a to, że każdy z tych elementów miał udział w naszej wyprawie, świadczy chyba tylko dobrze o nas (od nas dla nas i właściwie to poszło w biust, nie w biodra, więc nie jest źle) ?

A szło to tak, że jeden wpis tego nie ogarnie. Trochę zdjęć może bardziej. Tych z drogi właśnie. Różnych dróg, tych w NYC, tych w Washington DC, tych z napisem Hollywood na wzgórzu, tych w boskim Nowym Orleanie, cudownych Memphis i Nashville, tych prowadzących do Dallas i Filadelfii lub do i przez miejscowość Pulaski. Tej jednej i jedynej Route 66, która raz nas trochę uratowała przed godzinami w korku, nie powiem. Tych, które przeprowadziły nas przez Death Valley (dwa razy, tacy byliśmy kozacy), Monument Valley (mhm, tak, to jedno zdjęcie to jest to, gdzie biegał Forrest Gump) i dowiodły nad Grand Canyon (północ i południe tegoż – och i ach). Tych dróg, które pokazały nam Texas, Nowy Meksyk, Tennessee i niepowtarzalną Luizjanę (tam nawet pobocza były nam przychylne ?). Tych, po których podróż odbyła się w aucie i na pace. Tych, po których walały się chabazie. Tych, po których jechaliśmy i po których płynęliśmy. Tych dróg, których długo, dzięki najlepszej ekipie świata, nie zapomnę. I na które już chce się wracać ♥️

Exit mobile version