Site icon Sukces jest kobietą!

Sukces on Tour: Stonewall Inn – mały pub 50 lat później

Wciąż jest jeden bar, kilkadziesiąt miejsc i średnio intensywny ruch. Stonewall zmienił się niewiele, ale wszystko wokół niego przeszło wielkie zmiany, wywołane w dużej mierze codzienną sytuacją sprzed 50 lat.

Jeśli dziś słyszysz o ruchu LGBT, to nie ważne nawet, po której stronie sporu światopoglądowego jesteś – i tak wszystko, o czym mówisz, zaczęło kształtować się dzięki temu miejscu. Stonewall Inn to bardzo niepozorna knajpa w zaskakująco zacisznym Greenwich Village, niedaleko od zatłoczonej 5 Alei w Nowym Jorku. Niby jedna przecznica, a atmosfera diametralnie inna – już bez zadęcia, biedę widać bardziej, ale i jest swobodniej, przytulniej.

W latach 60. XX wieku było to miejsce „ostatniego schronienia” dla osób, które nawet w społeczności LGBT nie były specjalnie respektowane – transwestytów czy drag queens. „Zarządzane” przez mafię miejsce było znane z otwartości na specyficzne nisze społeczne. Jednak pod koniec czerwca 1969 roku doszło tu do zdarzenia, które „nie miało prawa mieć miejsca”. Zbrojny opór wobec policyjnej interwencji pojawił się w grupie, która w obiegowej opinii stawiać się nie umiała – właśnie u drag queens czy transwestytów.

Chodziło o zupełnie konwencjonalne porachunki między trzymającymi władzę w barze a pobierającą haracze policją. Tym razem jednak zwykły nalot zakończył się zamieszkami, ponieważ próba zamknięcia Stonewall na dobre, w bardzo kontrowersyjnych zresztą okolicznościach, zakończyła się przemocą. Dla policjantów podwójnym policzkiem okazał się fakt, że butelki po piwie poleciały ze strony tych, którzy mieli nie stanowić zagrożenia. Do Stonewall przychodzili przecież nawet bezdomni młodzi ludzie, wyrzuceni z domu za orientację seksualną.

Podczas nalotu zebrało się wokół lokalu ok. 500-600 osób protestujących, a dzień później – gdy do akcji wkroczył oddział szybkiego reagowania – liczba jeszcze się podwoiła. Zamieszki objęły całą dzielnicę i rosły wraz z zaangażowaną liczbą policjantów. Stonewall stał się polem bitwy o ostatni skrawek Manhattanu, gdzie transseksualiści, transwestyci i cross-dresserzy (tak, to niekoniecznie są synonimy) mogli wejść bez skrępowania.

Bitwa o utrzymanie Stonewall została ostatecznie wygrana, 50 lat później lokal wciąż funkcjonuje. Jednak wybuch zamieszek oznaczał, że doszło tu do przełomu – osoby LGBT zaczęły głośno domagać się równego traktowania. To tu, na ulicach i w walce o ciasny bar dla mniejszości seksualnych, zaczął się ruch emancypacji osób o nieheteroseksualnej orientacji. Jeśli dziś hasło „pride” na ulicach światowych metropolii się pojawia, to w dużej mierze dzięki wydarzeniom z 28 czerwca – 3 lipca 1969.

Można to miejsce świętować, można je przeklinać, ale Stonewall ma się naprawdę dobrze. Wciąż jest skromnym lokalem, do którego trzeba umieć trafić. Wciąż mile widziani są tu wszyscy, niezależnie od orientacji. Wciąż jest ciasno, drewniany bar nie pomieści wszystkich chętnych, ale jest. Tu nie ma znaczenia kto i z jaką historią przychodzi, ma się dobrze bawić. Co prawda przed lokalem stoi bramkarz, ale tylko po to, by upewnić się, że każdy ma 21 lat i nikt nie wnosi broni.

Od jakiegoś czasu za zabawę trzeba trochę zapłacić, ponieważ małe piwo kosztuje tu 7$ – drogo nawet jak na Manhattan – ale to piwo też nie jest takie znowu zwykłe. To specjalnie warzona na Brooklynie mieszanka nazwana Stonewall Inn właśnie, takie trochę lżejsze IPA. Za barem wesoły Chuckie, który do każdego mówi per „baby”, czyli „dziecinko”. Nie tylko wysłucha trudnych życiowych historii, ale też zadba, by nikt przy barze nie siedział bez rozmówcy. I pilnuje, by nikomu nie brakowało popcornu polanego masłem i posypanego M&Ms – miejscowej specjalności. Polskiej wódki w lokalu napić się co prawda nie można, za to najlepsze polskie drag queen tu bywają!

Exit mobile version