Site icon Sukces jest kobietą!

Sukces on Tour: Aleją Gwiazd do Dolby Theatre

Dla miłośników kina Los Angeles jest miejscem, którego wagi nie da się przecenić, od najlepszych po najgorsze filmy. Przecież to tu na pełnych obrotach działa „fabryka snów”. I owszem, niektóre z tych snów to koszmarki, ale i je wspomina się miło, idąc wzdłuż Hollywood Boulevard.

Jak pisaliśmy w pierwszej części cyklu Sukces on Tour, udało nam się znaleźć motel na samym Santa Monica Boulevard, skąd do Hollywood mieliśmy rzut beretem. Może i rzut dość odległy, ale o letnim poranku nie ma nic lepszego niż przechadzanie się alejami północnego L.A., gdzie ogrody, samochody i auta przyprawiają o zawrót głowy.

Padło więc na spacer Aleją Gwiazd, gdzie ok. 2,6 tys. sław kultury popularnej utrwalono w postaci gwiazd w posadzce. Niby to tylko trochę lastryko i mosiądzu, a potrafi człowieka rozczulić niemal do łez. Bo, choć wielu postaci można nie znać z racji wieku, to na Alei Gwiazd każdy znajdzie ikony swojego pokolenia, czy mówimy o Earth, Wind and Fire, czy też o New Kids on the Block.

O stosunku do poszczególnych postaci też można się wiele dowiedzieć, skoro gwiazda Donalda Trumpa jest notorycznie niszczona lub brudzona. Nam udało się trafić na inną osobliwość – kwiaty złożone z okazji rocznicy śmierci Elvisa. Cóż, król był tylko jeden…

Aleja nie jest atrakcją szczególnie zachwycającą jako całość – przelewają się tędy tłumy, jest głośno i nie da się szczególnie długo iść z wykrzywioną głową, by wszystkie nazwiska przeczytać. Poza tym, po jakimś czasie człowiek zdaje sobie sprawę, że ma w telefonie już 30 zdjęć płyt chodnikowych, gdy wokół jest co oglądać.

Przy Hollywood Boulevard stoją przecież jedne z najbardziej znanych miejscowych teatrów, w tym ten oglądany podczas dorocznej ceremonii wręczenia Oscarów – Dolby Theatre (wcześniej Kodak Theatre). Nie jest on jednak najbardziej rozpoznawalny z racji organizacji przestrzeni – tylko wejście jest widoczne z ulicy, a główna aula znana z telewizji skrywa się za długim korytarzem. Znacznie bardziej symboliczny dla tego miejsca jest stojący obok Teatr Chiński, jedna z ikon L.A. Ba, nawet El Capitan jest teatrem bardziej widowiskowym dla przechodnia.

Jest jednak coś wyjątkowego w Dolby Theatre, że można dostać ciarek podczas szwendania się jego klatką schodową. Na każdej kolumnie tytuły filmów, które w konkretnym roku otrzymały główną nagrodę – część znaliśmy wszyscy, ale wśród tych starszych bywało różnie. Dla odmiany, patrząc na najnowsze wybory można spokojnie pokłócić się, czy aby na pewno „Kształt wody” zachwyca, skoro nie zachwyca? Pewnie i pobić by się o niektóre nagrody dało, ale po co, skoro miejsce tak wzniosłe. Do auli wejść nie zdołaliśmy, ale też i frajda byłaby mniejsza, skoro wejście liczy się w tę jedną noc, z czerwonym dywanem i setkami paparazzich na zewnątrz. Wtedy tu wrócimy, kiedyś…

Po wyjściu zdecydowanie odechciało nam się Hollywood Boulevard, gdzie po południu coraz trudniej wcisnąć się w tłum. Wybory były dwa: albo dalej na północ, w stronę słynnego napisu Hollywood, albo ucieczka od głównych ulic.

A że letni skwar nie sprzyjał wspinaczce, zdecydowaliśmy docenić na odległość majaczący w oddali napis i zeszliśmy o jedną aleję na południe, na Selma Ave, gdzie spacer znów był przyjemniejszy. A przynajmniej byłby, gdyby nie zderzenie światów, jakie czeka turystę po zejściu z utartej ścieżki. Los Angeles ma największą w USA populację osób bezdomnych i wystarczy przejść 100-200 metrów od kluczowych atrakcji, by natknąć się na osiedla namiotów lub domów z kartonu. Oczywiście żadna obserwacja nie jest tak bolesna, jak konieczność życia w takich warunkach, a jednak właśnie ten los dzieli w Mieście Aniołów ok. 60 tys. ludzi. Zwłaszcza w kontraście z przejeżdżającymi o obok Ferrari czy Lamborghini wartymi miliony rozdźwięk przyprawia o ból głowy. I nagle człowiek przestaje spierać się o wartość konkretnych oskarowych filmów, są ważniejsze rzeczy…

Tu kończymy drugą część opowieści, ale na wieczór też mieliśmy konkretny plan. O tym już w piątek!

Exit mobile version