Site icon Sukces jest kobietą!

Namibia – młoda Miss Afryki

Gdy pochwaliłam się przyjaciołom, że wybieram się do Namibii usłyszałam – A wiesz, że Namibia to młoda Miss Afryki? Po powrocie powiesz, czy naprawdę tak jest…

Że młoda, to wiedziałam od razu – to jedno z najmłodszych państw Afryki. Pamiętam, że w szkole podstawowej na lekcjach geografii korzystałam z atlasu, w którym na mapie politycznej Afryki Namibia była zaznaczona na ten sam zielony kolor, co RPA, a jej nazwa napisana kursywą, co oznaczało, że nie była wtedy niepodległym państwem. Niepodległość uzyskała dopiero w 1990 roku, kiedy dawno miałam już za sobą nie tylko szkołę podstawową, ale i dalsze etapy edukacji.

Że Miss… O tym przekonałam się wkrótce po przyjeździe. Odwiedziłam już wiele państw Afryki, ten kontynent zawsze zachwycał mnie swoją urodą, ale szybko przyznałam, że Namibia zasługuje na to, by nazywać ją Miss tego kontynentu. Nie tylko z powodu jej wyjątkowej urody, ale też dlatego, że tak jak znane nam są z fotografii twarze najpiękniejszych dziewczyn na świecie, znane nam są też liczne kadry przewijające się w podróżniczych książkach, artykułach i blogach. To niesamowite uczucie, codziennie stawać w innym miejscu, w którym przed oczami mamy „na żywo” któryś z tych znanych kadrów – najpiękniejsze wydmy, niesamowite szkielety drzew, wraki statków we wzburzonym oceanie, miasto widmo, niemal nagie kobiety Himbaz kosmicznymi fryzurami i ciałami pokrytymi gliną zmieszaną z masłem, majestatyczne wodospady rozciągające się niemal wzdłuż całego horyzontu, zwierzęta przy wodopoju…

Namibia to nie tylko piękno, które chłoniemy wzrokiem, to również radość z jazdy po szutrowych drogach i bezdrożach, rozgwieżdżone niebo z zupełnie innymi konstelacjami niż te, do których jesteśmy przyzwyczajeni, surowy klimat pustyni i wspaniałe doznania kulinarne. Namibia przyciąga jak magnes… Uzależnia i sprawia, że chce się tam wrócić.

Gdy przed świtem wylądowaliśmy w Windhoek – najczystszym mieście Afryki, wszystko spowijała jeszcze ciemność i panował przenikliwy chłód. Wraz z pojawieniem się słońca zmieniła się temperatura i łatwiej było już uwierzyć, że naprawdę jesteśmy w Afryce, choć stolica zupełnie nie sprawia wrażenia afrykańskiego miasta, panuje w niej nietypowy dla tej części świata, chłodny i systematyczny porządek. Pierwszą połowę dnia przeznaczyliśmy na przygotowanie do wyprawy – naukę korzystania z wyposażenia samochodów, które na dwa tygodnie będą naszymi domami, rozbijania namiotów na dachu, szybkiego i skutecznego ich składania, oswojenie się z ruchem lewostronnym, dopracowanie techniki jazdy po szutrze po drogach, które niekoniecznie są płaskie i proste oraz na zakup prowiantu na najbliższe dni. A po południu wyruszyliśmy już na pustynię Kalahari, gdzie czekały nas pierwsze spotkania z afrykańskimi zwierzętami – oryksami, antylopami i sympatycznymi guźcami.

Namibia jest dużym i najrzadziej zaludnionym krajem; odległości są ogromne, a ograniczenia prędkości wynikają nie tylko z przepisów, ale często też ze stanu dróg. Przyzwyczajaliśmy się więc od pierwszego dnia do długich przejazdów wśród zaskakująco szybko zmieniających się, surowych i pięknych krajobrazów, gdzie wśród skał i piachu co jakiś czas pojawiały się bardzo egzotyczne rośliny lub zwierzęta wynajdujące wśród kamieni najmniejsze źdźbła trawy i porosty, służące im za pożywienie. Późnym popołudniem dotarliśmy do legendarnego Fish River Canyon, kanionu rozciągającego się na długości 160 km, szerokiego na 27 km i głębokiego na 500 m. Jego widok o zachodzie słońca sprawił, że nie miałam już żadnych wątpliwości co do tego, jaki kraj jest Miss Afryki. Ciekawostką tego miejsca są… toalety; z każdej kabiny rozciąga się bajeczny widok na kanion. Wczesnym rankiem spojrzeliśmy na kanion jeszcze raz, o wschodzie słońca prezentował się równie pięknie, choć zupełnie inaczej. Zachowaliśmy ten widok w pamięci i ruszyliśmy w drogę, bo dziś znów czekał nas długi przejazd. Po drodze mijamy winnice, w których można spróbować namibijskiego wina i aromatycznych nalewek, a po południu docieramy do Lüderitz – położonego nad Atlantykiem portowego miasta z typową kolonialną zabudową.

Tuż za miastem znajduje się jedno z najbardziej ikonicznych miejsc Namibii – Kolmanskop – na wpół zasypane piaskami pustyni „miasto widmo,” opuszczone przez ostatnich mieszkańców w roku 1956. Kolmanskop swój największy rozwój przeżywało na początku XX w., kiedy w pobliżu odkryto złoża diamentów. W mieście znajdują się częściowo zrujnowane i odrestaurowane wille, w których mieszkali zarządzający kopalnią, a także szpital, szkoła, teatr, hala sportowa, kręgielnia, elektrownia. Kiedyś miasto świetnie prosperowało, a jego dochód per capita był najwyższy na świecie (nie tylko dzięki diamentom, ale również dlatego, że liczna jego mieszkańców była niewielka). Zaczęło podupadać i opustoszało po I wojnie światowej, kiedy spadły ceny diamentów. Obecnie częściowo odrestaurowane, stanowi muzeum i znajduje się na zamkniętym, strzeżonym terenie, na który wstęp możliwy jest tylko po uzyskaniu odpowiedniego permitu.

Kolejny dzień to kolejne słynne kadry – spacery po czerwonych wydmach i Deadvlei – niesamowitej dolinie z suchymi szkieletami drzew, tworzącymi przedziwny, niezwykle fotogeniczny las. Atrakcją dzisiejszego dnia są nie tylko przepiękne widoki, ale również ostatni odcinek trasy do Doliny wiodący przez głębokie piaski. Tutaj dają radę tylko samochody 4×4.

Pełni wrażeń po południu wyruszamy przez portowe miasto Walvis Bay, gdzie można spotkać Morską Małą Piątkę, do nadmorskiego kurortu Swakopmund. Po drodze przekraczamy Zwrotnik Koziorożca i pod tablicą, oznaczającą jego położenie, robimy oczywiście pamiątkowe zdjęcie. Kilkanaście kilometrów przed Walvis Bay już z daleka widoczna jest najwyższa wydma Namibii – Dune 7. Jeśli ktoś lubi chodzić po piachu, by potem czerpać radość ze zjazdu na-czym-się-da, może wspiąć się na jej szczyt.

Pobliski nadmorski kurort Swakopmund oferuje różnorodne możliwości aktywnego spędzenia wolnego czasu: wycieczki katamaranem, samochodem terenowym, quadami, przejażdżki na wielbłądach, a także wiele atrakcji do zwiedzenia w samym mieście oraz mnóstwo restauracji z najlepszymi w Namibii owocami morza. Miło jest zabawić tutaj na co najmniej półtora dnia, by bez pośpiechu oddać się tym przyjemnościom.

W drodze na północ, ze Swakopmund do Spitzkoppe nie można nie zatrzymać się na rozciągającym się na kilkaset kilometrów Wybrzeżu Szkieletów, miejscu, gdzie z powodu silnych prądów morskich i płycizn zatonęło wiele statków i gdzie do dziś znajduje się ponad tysiąc widocznych z brzegu wraków. To jest właśnie jedno z tych miejsc, w którym stajemy i na własne oczy oglądamy kadr znany z książek wszystkim, który kiedykolwiek interesowali się Namibią. Miejsce nazwane przez portugalskich żeglarzy „bramą do piekła.” Występujące tam silne prądy morskie oraz liczne płycizny stanowią śmiertelną pułapkę dla przepływających tam statków. Prądy te powodują, że można wprawdzie dotrzeć do brzegu, jednak odpłynięcie od niego łodzią napędzaną tylko siłą mięśni nie jest możliwe.

Jeszcze tego samego dnia, po dotarciu do Spitzkoppe, mogliśmy podziwiać inne pocztówkowe widoki – wieczorem, przed zachodem słońca, udaliśmy się w magiczne miejsce pełne niesamowitych granitowych formacji skalnych, z których najbardziej znany jest Skalny Łuk. Skały wznoszą się na wysokość sięgającą niemal 1800 m n.p.m. Zachód słońca wygląda w tym miejscu naprawdę spektakularnie.

Następnego dnia kontynuowaliśmy podróż na północne krańce kraju, do granicy z Angolą. Drogą wiodącą wśród zmieniających się krajobrazów i ciekawych formacji skalnych dojechaliśmy do Twyfelfontein, wpisanego na listę UNESCO stanowiska archeologicznego z unikatowymi petroglifami, pochodzącymi z pierwszego tysiąclecia p.n.e. i pierwszego tysiąclecia n.e., przedstawiającymi różne zwierzęta: m.in. słonie, lwy, nosorożce, żyrafy i strusie, a także rysunki ludzkich stóp i śladów zwierząt.

I w końcu dotarliśmy też w miejsce, które dużo bardziej niż te wcześniejsze, przypomina tradycyjną Afrykę – nagle przemieściliśmy się nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie. W mijanych wioskach mogliśmy już zauważyć tańczące kobiety z plemienia Himba w charakterystycznych skórzanych strojach, z ciałem pokrytym ochrą i z fantazyjnymi fryzurami utrwalonymi czerwoną gliną, a także kobiety ludu Herero w jaskrawych, strojnych długich sukniach i wymyślnych nakryciach głowy w tym samym kolorze. Plemiona Himba i Herero są blisko ze sobą powiązane, choć ich stroje już chyba bardziej nie mogą się różnić. Co ciekawe, te niezwykłe stroje są noszone przez kobiety na co dzień, a nie tylko podczas świąt czy na występach dla turystów.

Rajem dla fotografów były odwiedziny w wiosce plemienia Himba, gdzie oglądaliśmy pokaz tańca i śpiewu i poznawaliśmy codzienne życie jej mieszkańców. Mogliśmy do woli fotografować, a na zakończenie wizyty zakupić wyroby miejscowego rękodzieła. Potem wyruszyliśmy w dalszą drogę na północ.

Na samej granicy z Angolą znajduje się miejsce, z którego rozpościera się przepiękny, rozległy widok na rozrzucone na obszarze o długości około 1,5 km wodospady Epupa. Fantastyczne!

Zwieńczeniem naszej namibijskiej przygody były trzy dni w Parku Narodowym Etosha – będącym jedną z najbardziej znanych atrakcji Namibii. Poruszając się samochodem drogą na terenie Parku można zatrzymywać się przy wodopojach, przy których w określonych porach dnia gromadzą się liczne zwierzęta: zebry, antylopy, oryksy, słonie, żyrafy, a przy trochę większym szczęściu również dzikie koty, białe i czarne hipopotamy i wiele innych gatunków ssaków, płazów i ptaków, m.in. flamingów i żyjących tylko w dwóch miejscach w Afryce Południowej żurawi błękitnych.

Dodatkowo na wycieczce fakultatywnej prowadzonej przez lokalnych przewodników mieliśmy możliwość spotkania ze zwierzętami, które łatwiej zobaczyć późnym wieczorem lub przed świtem. Wyjazd na takie safari odbywa się specjalnym samochodem w zorganizowanej przez Park grupie, gdyż po zmroku aż do świtu na terenie Parku obowiązuje całkowity zakaz poruszania się innymi samochodami.

Ostatnią noc w Namibii spędziliśmy w posiadłości w Waterberg, gdzie na ogrodzonym terenie żyją w warunkach naturalnych liczne dzikie zwierzęta, zebry, antylopy, nosorożce. To taka krótka powtórka i podsumowanie tego, co widzieliśmy w ciągu ostatnich kilkunastu dni.

Co czujemy, żegnając ten piękny kraj? Zdziwienie, że tak szybko minął czas i przekonanie, że trzeba tu jeszcze wrócić…

Jeśli chcesz poznać piękno Namibii, poczuć jej magię i przeżyć prawdziwą przygodę, wybierz się na wyjazd z Adventure Club. Zapraszamy!

Szczegółowy opis, informacje o kosztach, świadczeniach, terminach i sposobie zgłaszania się można znaleźć na:

http://adventure-club.eu/wyprawa/namibia-afryka-dla-kazdego/

Tekst i zdjęcia: Anita Doroba

Exit mobile version