Site icon Sukces jest kobietą!

Monika Chajęcka: Stawiam na szacunek i wzajemne relacje

Doskonale odnalazła się na rynkach finansów i nieruchomości. Dziś Monika Chajęcka chętnie dzieli się zdobytym doświadczeniem z innymi, by pomóc im odnaleźć się w złożonych realiach przedsiębiorczości.

Jak to jest, być kobietą sukcesu w męskim świecie finansów?

Trudne pytanie, choć przyzwyczaiłam się już do takich pytań. Rola również jest trudna. Trzeba zawsze pamiętać, by nie stracić swojej kobiecości, ale jednocześnie trzeba być asertywnym i zwyczajnie robić swoje. Jest faktem, że kobiety mają trudniej – tu nie mam wątpliwości. Czasami mam wrażenie, że nawet jesteśmy „karane” za prowadzenie działalności, choć nie dosłownie, rzecz jasna. Zawsze znajdzie się ktoś, kto chciałby coś wytknąć, a jednocześnie nie zawsze jest pewność, z czego to się bierze. Wydaje mi się, że może to mieć źródło w męskiej chęci pokazania siły, wyższości.

Czyli panowie lubią podkreślić swoją pozycję?

Tak, można to zaobserwować. Ja kieruję się prostą filozofią, by nikomu nic nie zabierać, nie ujmować, tylko robić swoje. Czasami jednak pojawia się mur, o swoje trzeba się doprosić, wdać się w swego rodzaju słowną szermierkę, co jest niepotrzebne. Powinniśmy wszyscy umieć ze sobą współpracować. A jeśli się nie da, to nic na siłę.

Jeśli widzę, że nie ma potencjału na zbudowanie dobrych relacji, to nauczyłam się w takich sytuacjach odpuszczać. Trzeba umieć zrobić parę kroków wstecz i wyznaczyć sobie nowy kierunek. Nie można pozwolić, by emocje brały górę. Warto je wyciszyć, czasami kilka chwil milczenia pomaga złapać oddech niezbędny do przemyślenia sytuacji. To dotyczy obu stron. W końcu nie zawsze dostajemy to, czego byśmy chcieli – życie kreuje różne scenariusze. Według mojego doświadczenia to jest dobry sposób, ponieważ każda strona może zebrać myśli i potencjalnie otworzyć szansę na znalezienie kompromisu, wypracowanie pozytywnych relacji.

W życiu nie chodzi przecież o ten biznes, cenniejsze są szacunek i wzajemne relacje. To procentuje! Czasami nawet wysoka marża czy świetny „deal” nie pomogą, jeśli komunikacyjnie nie jest w porządku. Człowiekowi po prostu się odechciewa kontynuować taki temat.

Czyli sukces finansowy nie za wszelką cenę, a jednak udało się Pani go osiągnąć.

Wydaje mi się, że ludzie łatwo sobie dopowiadają. Na hasło „kobieta w świecie finansów” wyobraźnia działa od razu, zaczyna się liczenie. Tym bardziej, że Polacy lubią liczyć pieniądze… zwłaszcza czyjeś (śmiech). A przecież, nawet kiedy jest co liczyć, to mało kto dostrzega ciężką pracę włożoną, by taki efekt osiągnąć. Pieniądze nie przychodzą wszak same, zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Wyzwaniem jest choćby znalezienie i zatrzymanie u siebie odpowiednich pracowników. Pracownik może w końcu odejść, a właściciel zostaje z firmą i musi nad wszystkim czuwać.

Padły istotne słowa: właściciel zostaje. Ta ciągła odpowiedzialność za firmę musi odzywać się choćby w postaci stresu. Jak sobie z tym radzić?

Rzeczywiście – sama zaobserwowałam, że stres to największy wróg. Czasem trzeba zwolnić i nie brać na siebie zbyt wielu obowiązków. Każdy musi znaleźć w swoim życiu coś, co zapewni odpowiedni relaks, wyciszenie. Dla jednych to będzie sport, dla innych książka, dla jeszcze innych urlop. Ja też staram się dbać o siebie, łączyć aktywny wypoczynek z wyciszeniem. To kwestia złapania odpowiedniej dla każdego z nas równowagi i dystansu do otaczającego świata.

A ma Pani swój ulubiony „wentyl” do spuszczenia napięcia?

W moim przypadku to zdecydowanie spa, basen, jacuzzi i sauna. Tylko nie w miejscu, gdzie jest bardzo wielu ludzi – raczej kameralnie, żeby się wyciszyć. I zdarza się nawet, że potrzebuję tego trzy razy w tygodniu. Dlatego że biznes to też emocje i kiedy czuję przeciążenie, to mówię stop. Daję sobie czas dla siebie, bo niełatwo pogodzić wszystkie role, w których się znajduję. Klienci są dziś bardzo wymagający, oczekują „ogarniania” wielu rzeczy i nie można sobie pozwolić na obniżenie jakości. Zwłaszcza w przypadku niewielkiej firmy, jak moja, gdzie w jednej osobie łączy się wiele ról.

Czy do wypracowania tej równowagi był Pani potrzebny moment przesilenia, przepracowania?

Nie, zawsze starałam się odpowiednio czerpać z życia, żeby nie żyć tylko pracą. Nie jestem z tych, którzy odmawiają sobie urlopu. Oczywiście, są takie momenty, kiedy jest naprawdę ciężko. Cały rok związany z pandemią to świetny przykład. Może niekoniecznie zawodowo, ale niepewność, zamknięcie i izolacja bardzo się na mnie odbiły i teraz mogę już powiedzieć, że potrzebuję wytchnienia. Do tej pory podróże dawały mi dużo pozytywnej energii i były istotne dla zdrowia psychicznego. Odkrywanie ciekawych miejsc, które inspirowały i pozwalały się wyłączyć – tego teraz bardzo brakuje, ponieważ każdy powrót z podróży dawał świeży start.

Czyli nie należy Pani również do osób, które zabierają pracę ze sobą?

Staram się wszystko tak zorganizować, żeby te sfery rozdzielić. Informuję klientów i staram się uczyć inne osoby, żeby przejmowały obowiązki. Oczywiście, najpierw trzeba samemu dojść do momentu, w którym można innym wskazać drogę, a dopiero później choć trochę powierzyć stery. Niektórzy mówią zresztą, że nigdy nie oddam steru w pełni…

Pewnie nie jest to łatwe!

W moim przypadku firma to ja (śmiech), więc jej losy są bardzo istotne. To nie jest działalność zautomatyzowana, czynnik ludzki jest w niej bardzo ważny. Zlecenia, umowy, opracowania – te procesy wymagają określonych kompetencji, dlatego tak ważny jest dobór odpowiedniego sternika.

Trzymając się tej metafory: okres pandemii był bardzo burzliwy. Pewnie za sterami nie było łatwo?

Rynki bardzo się zmieniły – część firm upadła, inne nie miały z czego zapłacić i powstawały zatory płatnicze. A wszystko to nagle. Skłoniło mnie to do refleksji. Obecnie bardzo intensywnie myślę nad dalszą dywersyfikacją działań. Na dobrą sprawę zaczęłam ten proces 2-3 lata temu i realia pandemii przekonały mnie, że to jest odpowiednia droga, by przetrwać na trudnym, mocno konkurencyjnym rynku. Jestem właśnie w fazie przygotowań kolejnego przedsięwzięcia i pokładam w nim spore nadzieje. Czy wyjdzie? Nie można być tego pewnym, w końcu pewne są tylko podatki (śmiech). Natomiast swoje cele trzeba mieć.

Pandemia nauczyła mnie sporo, począwszy właśnie od dywersyfikacji i myślenia szerokiego, wielotorowego. Wróciłam do czegoś, co kiedyś już robiłam, tj. opracowywania wniosków i pozyskiwania środków. W obecnych, trudnych realiach wiele firm jest tym zainteresowanych, a środki do pozyskania zawsze są, więc widzę tu pole do rozwoju. Aktualna sytuacja zweryfikowała też niektórych partnerów, nie zawsze pozytywnie.

Szukanie okazji w okresie, gdy wiele rzeczy się sypie, to jednak spora umiejętność.

Tak, ale niczego nie ma bez pracowitości. Trzeba być pracowitym, bo samo nic się nie dzieje. Znalezienie możliwości to jedno, jednak to nie są wcale łatwe pieniądze. Są procedury, wymagania, wszystko jest sprawdzane, kontrolowane, więc do tego też trzeba się odpowiednio przygotować, ubrać w projekt, a później konsekwentnie realizować.

Wymieniła Pani już pracowitość i konsekwencję. Co jeszcze jest konieczne do osiągnięcia sukcesu?

W moim przypadku na sukces składa się codzienna praca, jednak trzeba być ostrożnym w definiowaniu słowa sukces. Dla jednych może nim być rodzina, dla innych praca, dla jeszcze innych osiągnięcia w dziedzinie sportu czy edukacji. Każdy ma swoją definicję, dlatego ważne jest, żebyśmy słuchali siebie i robili to, co jest spójne z naszym wnętrzem.

Lubię czytać i ostatnio trafiłam na biografię jednego z powszechnie podziwianych milionerów. Przyznał w niej, że nie jest szczęśliwy, ponieważ jego cele w życiu były inne i pomimo pozorów sukcesu poniósł porażkę. Chciał spełnienia w rodzinie, a tymczasem miał jedno, drugie, trzecie nieudane małżeństwo i nie rozpatrywał siebie jako człowieka sukcesu. Postanowił zwolnić, skupić się bardziej na sferze prywatnej. Więc sukces musi oznaczać pewną równowagę. To nie tylko dobro firmy, to również czas dla siebie. Pogodzenie tego jest wyzwaniem, tym bardziej że prowadzenie firmy oznacza wiele wyrzeczeń i trudnych decyzji.

Te trudne decyzje siedzą później w głowie?

Tak bywa, ponieważ czasami to są kwestie wręcz moralne. Biznes to poważny świat ze swoimi zasadami i nie da się go robić z kolegami czy koleżankami, na towarzyskich zasadach. Tutaj decyzje niosą poważne konsekwencje, dlatego nie z każdym współpraca się ułoży. A przedsiębiorca musi mieć swobodę podejmowania decyzji służących rozwojowi firmy.

Doświadczenia w prowadzeniu biznesu bywają więc bolesne. To chyba kształtuje człowieka?

Każde doświadczenie jest bardzo cenne i jest nauką. Rozwój w prowadzeniu działalności jest konieczny i nie wszyscy to akceptują. Nie ma w tym nic złego, każda wybrana ścieżka ma swoje zalety i dzięki temu świat jest różnorodny. Jednak żeby wejść na wyższy poziom, trzeba zbierać doświadczenia i z nich czerpać, podnosić kompetencje. Wszystko jest szybko weryfikowane przez rynek, bez żadnych sentymentów. Osobiście jestem wdzięczna za wszystko, co mam: za poznanych na swojej drodze ludzi i właśnie za te doświadczenia. Nie byłabym bez nich tu, gdzie jestem.

I jest Pani szczęśliwa w tym miejscu?

Tak. Na pewno mogłam swoim życiem pokierować też inaczej, ale wyborów nie żałuję. Przeciwnie, żałowałabym do końca życia, gdybym nie spróbowała. A o prowadzeniu własnej firmy marzyłam od dziecka. Pochodzę z wielodzietnej rodziny, w wieku 19 lat wyjechałam z małego miasta i można powiedzieć, że do domu już nie wróciłam. Zapisałam się na studia, później praca w jednej firmie, w drugiej. Poznawałam swoje możliwości, ale też poznawałam ludzi. Nie było mi w życiu łatwo, mówiąc zupełnie szczerze, ale nauczyło mnie to podejmować decyzje, które są dobre dla mnie. Oczywiście, większe miasto to nie tylko większe możliwości, ale też większa konkurencja. Jednak ze swoim doświadczeniem, widząc lukę na rynku, postawiłam na własny biznes. Patrząc wstecz uważam, że obrałam dobrą drogę.

Wracam do swoich celów sprzed lat: chciałam móc odłożyć na swoje mieszkanie (śmiech), chciałam być wykształcona, chciałam móc przekazać coś innym i wnieść jakąś wartość do społeczeństwa. To wszystko udało się zrealizować z nawiązką. Aczkolwiek muszę podkreślić, że wiele w życiu zależy od ludzi, których poznamy na swojej drodze. Od osób, które nas zmotywują, zainteresują, zainspirują. Warto otaczać się ludźmi, którzy są wsparciem, a nie ograniczają nas. Na których można się wzorować. Wtedy człowiek wstaje rano z uśmiechem na twarzy.

Czyli u Pani ten uśmiech jest?

Czasami przez łzy (śmiech), ale staram się go zawsze mieć! Wiadomo, że nie zawsze jest idealnie, w końcu życie to ciągłe wyzwania. Jednak w trudnych chwilach należy się zatrzymać i znaleźć chwilę na poznanie siebie: czy jest mi to potrzebne; czy daje mi to szczęście; czy naprawdę tego chcę? I jeśli odpowiedź brzmi „tak”, to wtedy należy przeć naprzód, nawet jeśli nie jest to łatwe. Każdy przedsiębiorca narzuca sobie tempo, które determinuje nasze działania. Wymaga to odpowiedzialności i wysiłku, który czasem daje o sobie znać, stąd bywa, że o uśmiech jest nieco trudniej.

Mam też ogólne wrażenie, że przedsiębiorcy w Polsce powinni być noszeni na rękach. To jest bardzo, bardzo trudny kawałek chleba, związany z niemałym ryzykiem. Nasza droga to borykanie się z różnymi problemami i podejmowanie decyzji. Czasami, zresztą, nawet błędna decyzja jest lepsza niż niepodjęcie żadnej, ponieważ każdy krok może otworzyć kolejne drzwi, choćby kosztem zamknięcia innych. Im więcej doświadczamy i próbujemy, tym więcej okazji na to sobie stwarzamy.

Wspomniała Pani przed chwilą o otaczaniu się i inspirowaniu odpowiednimi ludźmi. Sądząc po tym, do czego Pani doszła, miała Pani do ludzi szczęście.

Większość otaczających mnie osób zdecydowanie była i jest pozytywna, inspirują mnie i dają wartościowy przykład. Ale też trafiły się na mojej drodze osoby, które próbowały mi podciąć skrzydła. Mówiąc kolokwialnie, spotkałam się z zawiścią i nieprzyjemnymi sytuacjami. Cóż, takie jest życie, ale uważam to za zupełnie niepotrzebne. Rynek jest przecież na tyle duży, że każdy powinien mieć na nim miejsce. Osobiście staram się nie wchodzić w antagonizmy, nie dać się sprowadzić na tę ścieżkę. Uważam to za prymitywne i – kiedy trzeba – umiem odpuścić, przenieść uwagę w inne obszary. Mogę konkurować, owszem, ale na pewnym poziomie. Ostra konkurencja, po trupach do celu, to nie mój styl. Biznes powinno się robić w życzliwej atmosferze, aby samemu dobrze się czuć. Wtedy nie tylko zarabiamy, ale też rozwijamy się i robimy to z uśmiechem.

A jednak, nawet czasami odpuszczając, udaje się Pani realizować swoje projekty. Ba, do tych już prowadzonych dochodzą kolejne. Wygląda tak, jakby wszystko się Pani udawało.

Może nie wszystko, ale większość (śmiech)! Na szczęście udają się „duże tematy”, a czasami nie powodzą się te najmniejsze, najprostsze. Nie wszystko może się udać, ponieważ nie na wszystkie okoliczności mamy wpływ. Procedury, braki w komunikacji – takie czynniki mogą bardzo wiele zmienić. Większość rzeczy się udaje, ponieważ jeśli na coś pracujemy, rozmawiamy, dążymy do tego, to wyniki przychodzą.

Aczkolwiek, praca z ludźmi jest najtrudniejsza. Z ludźmi trzeba oczywiście umieć rozmawiać, ale nigdy do końca nie da się przewidzieć, jak zachowa się klient czy kontrahent. Uznałam, że nie można z tym walczyć, taki właśnie jest czynnik ludzki. Na dobre imię pracujemy długo, twarz mamy tylko jedną, dlatego trzeba odpowiadać za swoje czyny. Jednocześnie musimy jednak pamiętać, że odpowiadamy tylko za siebie, nie za każdego.

Patrząc wstecz na swoją biznesową drogę, mogłaby Pani wskazać, czy bardziej w kobietach, czy też mężczyznach miała oparcie?

W mężczyznach (śmiech)! Nie wiem do końca, z czego to wynika i nie oznacza to, że nie spotykam życzliwych, mądrych kobiet. One oczywiście są, jednak w moim odczuciu kobiety mają tendencję do rywalizowania ze sobą. Być może to efekt prób odnalezienia się na rynku, który wciąż jeszcze w dużej mierze pozostaje domeną mężczyzn. Mam wrażenie, że kobiety patrząc na mnie często widzą fasadę businesswoman, a tak naprawdę jestem zwykłą, normalną dziewczyną. Biznesowo jestem firmą, spółką, ale prywatnie jestem po prostu Monika Chajęcka. (śmiech)

Czy te dwie tożsamości trudno rozdzielić?

Nie mam z tym problemu. Po pracy możemy poplotkować, pośmiać się – jak najbardziej. Ale w pracy jestem podmiotem, i to poważnym, tutaj odpowiedzialność jest na pierwszym miejscu. Poza tym, dziś prowadzę biznes, ale za kilka lat może być różnie. Na razie bardzo dobrze czuję się w swojej roli, jednak biorę pod uwagę, że to się może zmienić. Stąd potrzeba dywersyfikacji i szukanie nowych pomysłów.

Wyobraża Pani sobie siebie nieprowadzącą biznesu?

Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy, dlatego zawsze staram się brać pod uwagę również niekorzystny scenariusz. Tym bardziej, że w Polsce prowadzenie działalności nie należy do łatwych. Jak mówiłam wcześniej, przedsiębiorców należy szanować, tymczasem są na nas nakładane dodatkowe obowiązki, choć już jest ich bardzo wiele. Najbardziej jednak smuci mnie to, że ludzie w Polsce są bardzo roszczeniowi. Gdy w zeszłym roku byłam w Australii, to nie chciało mi się wracać do kraju. Dlaczego? Dlatego, że tam ludzie są zawsze uśmiechnięci, życzliwi, sympatyczni, otwarci na komunikację. My jesteśmy bardziej poważni, zamknięci i właśnie roszczeniowi. Niekoniecznie w negatywnym sensie, ponieważ ogólnie pracujemy ciężko i dużo. Ale jednocześnie wiele oczekujemy od świata. Wydaje mi się, że wynika to z nierówności społecznej i gospodarczej, zwłaszcza w odniesieniu do innych krajów. Owszem, wiele nam brakuje do bogatszych państw, ale nie jest też najgorzej. Tym bardziej w biznesie potrzebne jest szczęście, w tym szczęście do ludzi i dobrych relacji.

Wrócę na chwilę właśnie do szczęścia do ludzi. Choć rynek pracy jest trudny, to jednak udało się Pani zebrać wokół siebie osoby, z którymi lubi Pani współpracować, na których może polegać.

Tak, jest kilka osób, do których mam bardzo duże zaufanie, z którymi współpracuję. Ale przede wszystkim są relacje – to są wspólne projekty, szkolenia, kompetencje. W planie mam dalszą rozbudowę zespołu, ale zależy mi tylko na najlepszych. Na ludziach doświadczonych, odpowiedzialnych, otwartych na zdobywanie nowych kompetencji. Żeby u mnie pracować, trzeba mieć to wszystko. Inaczej pracownik nie byłby w stanie wykonywać kompletu obowiązków związanych z pozyskiwaniem funduszy czy obsługą klientów.

To nie oznacza, że szukam wyłącznie osób z pełnym pakietem już w chwili zatrudnienia, w końcu ja sama uczyłam się tego wszystkiego latami. Jeśli ktoś jest gotów wiele się nauczyć i jest samodzielny w pracy, to dla niego również jest miejsce. Jednak pewien poziom trzeba prezentować, ponieważ nie chcę dopuścić do obniżenia jakości usług. Niektórzy chcą osiągnąć jak najwięcej jak najszybciej i ja również wiem, że mogłabym przyspieszyć. Ale kosztem jakości właśnie. Dlatego w dłuższej perspektywie wolę pewne kroki wykonać wolniej, bo wiem, że dzięki temu z czasem otworzą się kolejne drzwi.

Czy ta mądrość, by nie spieszyć się kosztem jakości, przyszła po konkretnych doświadczeniach?

Były faktycznie dwie sytuacje, kiedy mieliśmy bardzo dużo klientów w krótkim okresie i przyznam, że nie wyrabiałam. Przyszedł taki moment, że zewsząd docierało do mnie za dużo bodźców i potrzebowałam kroku w tył. Ale są też chwile, kiedy jest luźniej. W końcu działalność ma to do siebie, że nie każdą falę można przewidzieć. Dobrze mieć w sobie trochę zacięcia sportowca, żeby wypracować systematyczność i ćwiczyć umysł. To przygotowuje na różne wydarzenia, w tym na chwile przeciążeń.

Zapowiada się więc rozbudowa zespołu, wcześniej wspomniała Pani o kolejnych planach związanych z dywersyfikacją działalności. Możemy liczyć na uchylenie rąbka tajemnicy?

Plany faktycznie mam już poukładane w głowie, ale wolałabym jeszcze głośno nie mówić (śmiech). Wiadomo, że plany swoje, a życie swoje. Na pewno dotyczą one rynku zdrowia, ponieważ ten temat zawsze mnie interesował. Z powodu pandemii rok 2021 to czas dostosowywania się do zmian na rynkach i po inwestorach również widać niepewność. Dlatego z pokorą trzeba przyjąć dzisiejsze możliwości i planować, prowadzić niezbędne analizy. Na razie mogę powiedzieć na 100%, że będę się dalej rozwijać, ale trzeba to robić mądrze. Z planów bliższych na pewno należy wymienić otwarcie kolejnego punktu WelcomeFinance. Nie zamierzam też rezygnować z pozyskiwania finansowania, ponieważ na tym rynku wciąż są duże możliwości.

A plany prywatne? Wspomniała Pani o podróży do Australii, która Panią zainspirowała.

Nie tylko Australia, ale i Nowa Zelandia – tak! Chciałabym tam wrócić w 2022 roku, jeśli okoliczności pozwolą. Podróże niezwykle kształcą i to nie jest pusty slogan. Wzbogacają nas, mamy okazję obserwować inne kultury. Polska jest krajem bardzo jednorodnym kulturowo, przebywamy w tych samych otoczeniach i środowisku. A kiedy pojedziemy w nowe miejsce, zauważamy różnice w podejściu do życia. Na klimat czy język nie mamy wpływu, ale już na styl życia czy spojrzenie na świat – tak. Nie chodzi o wielkie zmiany czy naśladowanie innych, ale o zainspirowanie się, znalezienie czegoś wartościowego dla siebie, a później podzielenie się tym z innymi.

Australia i Nowa Zelandia niewątpliwie są wspaniałe, ale nie jedzie się tam na dzień czy dwa. Był u Pani jakiś lęk, żeby zostawić firmę i ruszyć na drugi koniec świata?

Zastanawiałam się nad tym, nie powiem. Co prawda nie byłam tam bardzo długo, ale jednak ponad miesiąc. Więc tęsknota do Polski i działalności niewątpliwie była. Przed wyjazdem miałam dylemat, jednak na miejscu już bez wyrzutów sumienia zachwycałam się nowym otoczeniem. Na pewno tam wrócę!

Exit mobile version