Site icon Sukces jest kobietą!

Miłość to związek… chemiczny

Gdy mówimy o miłości jako o chemii to wcale nie mijamy się z prawdą. Stanowi ona bowiem efekt biologiczno-chemicznych reakcji

Uczucie pomiędzy dwojgiem ludzi zaczyna się wtedy, gdy zadziałają zewnętrzne i wewnętrzne bodźce biochemiczne. Oczywiście muszą one zadziałać w odpowiednim porządku.

Na początku warto jednak zwrócić na jeden ważny czynnik, a więc zapach. Od niego wszystko się zaczyna. Chodzi oczywiście o ten naturalny zapach, który zawiera dość charakterystyczny skład, czyli feromony. Na temat tego czy istnieją one naprawdę nadal dyskutują badacze. Być może to jednak one stanowią pierwszy krok do uruchomienia podwzgórza, które determinuje późniejsze zainteresowanie partnerem.

Podwzgórze zaczyna wydzielać fenyloetyloaminę (PEA), która nazywana jest potocznie „narkotykiem miłości”. Podwyższone stężenie fenyloetyloaminy w mózgu objawia się stanami nieuzasadnionej radości, pewnością siebie, podnieceniem, nadmierną aktywnością czy brakiem koncentracji. Z drugiej strony – powoduje bezsenność, zaburzenia łaknienia, brak tchu czy stany niepokoju i depresji.

Jak podbudować sobie poziom fenyloetyloaminy? Wystarczy sięgnąć po czekoladę. Trzeba jednak pamiętać, że zjedzenie nawet bardzo dużej ilości nie wywoła takiego uczucia, jakie rodzi się podczas zakochania. Wszystko przez to, że w przypadku miłości, fenyloetyloamina dostaje się od razu do mózgu i nie wydłuża swojej drogi. Czekolada niestety nie przedrze się bezpośrednio do mózgu, a to nie pozwala jej działać na tak dużą skalę.

Miłość potrafi zrewolucjonizować cały organizm. Wzrost poziomu fenyloetyloaminy sprawia również, że zwiększa się wydzielanie noradrenaliny, a więc „substancji miłości”, gdyż tak nazywa się często ten hormon. Działa zupełnie podobnie do adrenaliny i wywołuje u ludzi wiele charakterystycznych dla zakochania objawów. Sprawia, że ręce się pocą, poziom glukozy znacznie wzrasta, a serce bije o wiele szybciej niż powinno. Na skutek skurczów naczyń krwionośnych, pokrywamy się rumieńcem i stajemy się bardziej wrażliwi na dotyk.

Podwyższony poziom noradrenaliny sprawia też, że zaczyna się uwalniać dopamina, którą z kolei nazywa się „hormonem szczęścia”.  Odpowiada za procesy chemiczne zachodzące w mózgu, które kontrolują ruch i aktywność ciała oraz zdolność odczuwania przyjemności. Oprócz niej obecna jest także serotonina. Z tym, że jej poziom spada, gdy zwiększa się poziom dopaminy. To właśnie jej niewielka ilość sprawia, że zakochani nie wiedzą co się dzieje dookoła nich, mają problemy z koncentracją i cechują się zmiennością nastrojów.

To, że zdarza się nam szaleć z miłości zawdzięczmy więc neuroprzekaźnikom: fenyloetyloaminie, noradrenalinie, dopaminie i serotoninie. Co ciekawe, najważniejsza z nich jest ta pierwsza, a więc fenyloetyloamina, gdyż to właśnie ona ma resztę neuroprzekaźników na oku i je kontrluje. Na jej działanie można się jednak uodpornić. Dlatego też wiele par może w tym okresie przechodzić kryzys. Na jej miejscu w takich sytuacjach pojawiają się jednak inne związki – oksytocyna i wazopresyna. Tej drugiej więcej mają mężczyźni, u kobiet z kolei częściej pojawia się oksytocyna łagodząc stres i obniżając ciśnienie krwi. Obecność tych hormonów pozwala jednak na większy spokój, wzajemną akceptacje czy odprężenie.

Co jeśli jednak spotka nas zawód miłosny? Wtedy w naszym organizmie wzrasta poziom jeszcze jednego związku – kortyzolu. To hormon stresu, który pojawia się np. przed wystąpieniem publicznym. Jego poziom ciągle ulega zmianom. Problem jest jednak wtedy, gdy utrzymuje się na wysokim poziomie, gdyż to może prowadzić do depresji czy załamania nerwowego.

Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Exit mobile version