Site icon Sukces jest kobietą!

Miłka O. Malzahn: Kobiety z Kiedyś

Trzeba sobie wyobrazić wieś, z drewnianymi domami, z wozami zaprzężonymi w konie, sunącymi główną ulicą, z puszczą wyznaczającą rytm funkcjonowania. I to była właśnie przestrzeń życiowa dla dla aktywnych, odważnych, pomysłowych, zaangażowanych w badanie natury – kobiet. w 1970 roku w Białowieży było pięć placówek naukowych: Białowieska Stacja Geobotaniczna Uniwersytetu Warszawskiego, Europejskie Centrum Lasów Naturalnych Instytutu Badawczego Leśnictwa, Instytut Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk, Pracownia Naukowa Białowieskiego Parku Narodowego, Zakład Badania Ssaków Polskiej Akademii Nauk, gdzie m.in. pracowała moja Mama i Simona. To wszystko – w środku Puszczy – mówi nam Miłka O. Malzahn, dziennikarka, twórczyni niezwykłego projektu „Kobiety z Kiedyś”.

Redakcja: Skąd Pani fascynacja Białowieżą? Niewielką miejscowością na krańcu Polski, piękną, acz mało znaną szerszemu gronu?

Miłka O. Malzahn: Wydaje się, że wieś wciąż jest niszą turystyczną, chociaż lubili to miejsce polscy królowie, rosyjscy carowie, politycy przedwojenni, oraz wojenni zdobywcy. Wszyscy tu byli, chociaż umówmy się – nie z powodu domostw i serdecznego kumplowania się z lokalną ludnością 🙂

Polowali przeważnie i, lubię myśleć, że chillowali tu sobie po swojemu. Dla mnie jednak to jest dom. Tu się urodziłam, chociaż moi rodzice pojawili się w Białowieży w latach 60-tych, trochę z powodu marzeń, a trochę z przydziału pracy. W latach mojego dorastania rzeczywiście było to miejsce „na końcu świata”, graniczne, ale – co widzę z perspektywy lat – zamieszkiwane przez niecodzienny zestaw dość malowniczych person. Było i jest podlasko-swojsko-wiejsko, bywa konfliktowo i międzynarodowo, bywa romantycznie i ekologicznie.

Wprawdzie ostatnio to pole wielu mniejszych i większych walk, ale to jest już chyba piętno napiętej współczesności. Poza czasem mogą czuć się Ci, którzy przybywają tu we wdzięcznej rol turystów, zanurzają się w ostępy, obserwują żubry, ptaki, wilki i mają nadzieję, że to wszystko – to jedna, wspólna nasza bajka. W pewnym sensie – trochę tak i jest.

I dlatego opowiadam o frapujących, białowieskich aspektach, których nie widać na pierwszy rzut oka, a które są po pierwsze: uniwersalne, po drugie – odsłaniające te wątki przeszłości, z których wyrasta teraźniejszość; po trzecie – dotyczą zapomnianych bohaterek tego miejsca . Przywołuję kobiety, którym nikt nie postawi pomników. Wprawdzie pomniki są passé, zatem – pomnikowości nie szukam – ale niech w pamięci, tej wspólnej pozostanie po nich (po nas) ślad. A takich ciekawych, dzielnych, barwnych kobiet było przecież w rożnych miejscowościach dużo więcej. Nie tylko na Podlasiu. To nie są odległe czasy, lecz świat się zmienia tak szybko, że ich historie już dziś wydają się i wzruszające, i nieco egzotyczne.

W Pani projektach i materiałach często przewija się Podlasie. Co jest fascynującego w tym regionie?

Odbieram Podlasie jako ziemię graniczną. W bardzo, bardzo szerokim sensie. Jestem stąd, ale korzenie wiją się po całym kraju, więc można powiedzieć, że jestem jak roślina płożąca się. Moje DNA ma full spektrum polskiej historii, a mieszanka kulturowa, historyczna, obyczajowa – to także specyfika tych ziem. Podlasie jest zaciszne, ma kilka puszcz do dyspozycji, spokojne, nieduże malownicze rzeki, generalnie – urok rubieży, na której nie jest łatwo, ale jest ciekawie. Aktualnie wybrzmiewa temat uchodźstwa, ale i kiedyś równie grubych tematów nie brakowało. Latami oglądałam tę podlaską rzeczywistość oczami dziecka, ale z wiekiem, i jestem wiekowi za to niezwykle wdzięczna, zaczęłam dostrzegać potencjały, oraz możliwości rozumienia i obierania podlaskości.

To dla mnie inspiracja, właśnie dlatego, że tak doskonale znam i czuję różne aspekty lokalnego życia, właśnie dlatego, że dorosłe fascynacje połączyły mi światowość i regionalność w tych miejscach, których dotykam. O tym mariażu wielkich i małych ojczyzn opowiadam. A zawsze chodzi o jedno – o miłość 🙂

Zacznijmy w końcu mówić o tych niezwykłych Kobietach Białowieży. I zacznijmy od Simony Kossak, żeby zaostrzyć czytelniczkom i czytelnikom apetyty na więcej historii… W końcu była Pani mamą chrzestną, więc tym bardziej chętnie usłyszymy kilka zdań na jej temat!

Postać Simony rzeczywiście i – całe szczęście – jest coraz bardziej rozpoznawalna. Ach, jakże potrzebna była taka legenda jak ta! To realna wielka motywacja dla wielu kobiet, pragnących funkcjonować po swojemu, rozumieć naturę, dbać o swój talent, kochać niebanalnie. Uważam, że to jest piękne, ale życie wyglądało jeszcze trochę inaczej, niż głosi literatura. I filmy 😉

Zawsze to jest czyjaś interpretacja. Prawdopodobnie mam swoją, chociaż opartą na osobistych wspomnieniach, a nie na danych zewnętrznych. Mam w głowie kadry z przeszłości i robię z nich użytek. Moi rodzice przyjaźnili się blisko z Simoną i Leszkiem, i było to nad wyraz ludzkie, oraz nie bardzo legendarne. Chociaż cóż, także anegdotyczne. W każdym razie, w pewnym momencie poczułam, że o Simonie wie się dużo, mówi mnóstwo, jest patronką wielu zmian i ruchów ekologicznych, ulic i szkół – cudownie. Ale nie byłoby jej działalności bez tego specyficznego środowiska, które w tamtych latach wytworzyło się w Białowieży. Coraz wyraźniej widzę, jakie było wyjątkowe, to co kiedyś uważałam za szarą rzeczywistość. Dlatego nadeszła pora na przywrócenie kolorów tamtemu światu, tamtym kobietom, tamtemu środowisku naukowemu, leśnikom i mieszkańcom Białowieży, których życiowa aktywność przyczyniła się do wielu literackich i nieliterackich fabuł.

Kiedyś to były Kobiety… No właśnie, jakie były kobiety w Białowieży w latach 70.? Zwłaszcza te, które na tej małej podlaskiej wsi zajmowały się nauką. Bo przecież tej nauki było tu całkiem sporo.

Trzeba sobie wyobrazić wieś, z drewnianymi domami, z wozami zaprzężonymi w konie, sunącymi główną ulicą, z puszczą wyznaczającą rytm funkcjonowania. I to była właśnie przestrzeń życiowa dla dla aktywnych, odważnych, pomysłowych, zaangażowanych w badanie natury – kobiet. w 1970 roku w Białowieży było pięć placówek naukowych: Białowieska Stacja Geobotaniczna Uniwersytetu Warszawskiego, Europejskie Centrum Lasów Naturalnych Instytutu Badawczego Leśnictwa, Instytut Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk, Pracownia Naukowa Białowieskiego Parku Narodowego, Zakład Badania Ssaków Polskiej Akademii Nauk, gdzie m.in. pracowała moja Mama i Simona. To wszystko – w środku Puszczy, w miejscu zainteresowania nie tylko naukowców, ale i polityków, niezbyt dobrze skomunikowane zresztą kraju, mające granicę z bratnim, lecz chimerycznym ZSRR.

Kiedyś kobietom było nieco trudniej zarządzać codziennością: musiały ogarnąć kuchnię, zaopatrzenie, dzieci, a inne ambicje też nie zawsze były w pełni wspierane. Ale to wszystko było nietuzinkowe. Nie mniej niż dziś. Mamy inne, ale też nie najłatwiejsze czasy, lecz życie usprawnia nam technologia, nie ograniczają nas aż tak społeczne oczekiwania. Wielki świat wydaje się być bliżej, chociaż są też inne, życiowe wyzwania. Lecz pomysłowość i odwaga, ówczesnych kobiet, może być i dziś intrygującą wskazówką.

Jak łączyły pracę zawodową, na przykład polegającą na obserwacji żubrów z życiem towarzyskim, codziennym?

Kiedy patrzę dziś na moją Mamę i przywołuję te wszystkie rzeczy, które robiła wokół domu, dziecka, zwierząt hodowanych, bo przecież w sklepach nie było niczego, kiedy przypominam sobie tempo i bieg wydarzeń – to pojęcia nie mam jak ona sobie dawała radę. A jeszcze zrobiła karierę naukową. I kilka innych rzeczy. Mnie by już pranie pieluszek we Frani przerosło ;). Tato ogarniał tę część rodzinnego funkcjonowania, które wówczas przynależało to świata mężczyzn. To działało, chociaż nie było takie oczywiste.

Środowisko naukowe Białowieży było towarzysko rozbujane. Pamiętam wiele imprez, spotkań, bo wtedy się nie siedziało po domach w dni wolne. Nawet nie było porządnej TV, a silny sygnał telewizyjny płynął wartko tylko z ZSRR. Ludzie spędzali ze sobą sporo czasu, pojawiały się okazje: imieniny, dni kobiet, polowania, itd. Nie da się tego teraz opowiedzieć, trzeba posłuchać, by poczuć, że w gruncie rzeczy – jeśli urodziliśmy się w okolicy lat 70 tych, to pamiętamy podobnie. To są takie nasze towarzyskie wzorce. A w Białowieży funkcjonowały wzorce niezwykle barwne. Słuchając o realiach tamtej rzeczywistości teraz, odczuwam atmosferę jeszcze inaczej. Jestem dorosła i „widzę” to po dorosłemu. Ale realizując nagrania i montując, pomimo tego, że jest to ogrom racy – mam czas specyficznego relaksu. Odnoszę takie wrażenie, że się ten relaks udziela słuchaczom, a podcast służy odpoczynkowi od ‘tego, co teraz’, za pomocą ‘tego co kiedyś’. Paradoks? Acz skuteczny.

Czego jeszcze dowiemy się z Pani cyklu „Kobiety z Kiedyś”?

Dowiemy się tego, czego nie widać na pierwszy rzut oka, a jednak jest. Poznamy to, co jest swoistym backgroundem aktualnego funkcjonowania współczesnych kobiet. Znajdziemy refleksy życia naszych Mam i Babć. Być może uda się spojrzeć na przeszłość z jeszcze innej perspektywy? Wspaniałe jest to, że rozmawiam z kobietami, które mają ogromny bagaż doświadczeń i – co jest szczególnie piękne – mogą sobie pozwolić na totalną szczerość. Bo upłynęło już tyle wody, że można spokojnie zajrzeć w kuluary wydarzeń, odsłonić prawdziwe emocje, zanurzyć się we wspomnieniach bez cenzurowania. Jestem narratorką tych opowieści, częścią naszej wspólnej wędrówki, wraz ze słuchaczami. To także moja osobista historia. Podcasty to zapis rozmowy, interpretacja chwili. Przywołuję tamten świat również za pomocą dźwiękowych szczegółów i klimatycznych brzmień. Mam taki feedback, że czuje się to wspólne siedzenie przy stole, spokojną rozmowę, autentyczność.

Każdy odcinek jest zapisem realnego spotkania, które dokładnie tak brzmi, chociaż pozwalam wyobraźni na błądzenie poza słowami. Czasem mam wrażenie, że to nie tyle podcast, co kolejne rozdziały dźwiękowej księgi zatytułowanej „kobiety z kiedyś”. To jest część podcastu zatytułowanego „Dziennik Zmian”. Piszę, czyli nagrywam, szybko, żeby zdążyć przed zapomnieniem, zanim wszystkie te cudowne panie odejdą. Piszę wspólnie z kobietami, opowiadającymi swoje najprawdziwsze historie.

Przywołane opowieści są w pewnym sensie odpowiedzią na naturalny proces tęsknoty i odchodzenia, ale i na brak uznania dla pozornie tylko zwyczajnych kobiet tamtych czasów. Życie w PRL-u, w tych wszystkich ograniczeniach, politycznych i społecznych – wymagało kreatywności i fantazji. Nasze czasy ewidentnie też promują te zechy. Jestem pewna, że ówczesne kobiety powoli, niezauważalnie wręcz, lecz uparcie zmieniały swój świat. To jest i inspirujące, i zachęcające.

Dlaczego postanowiła Pani zająć się tym właśnie tematem? I jakie są dalsze plany na jego rozwój?

Mam przeogromną czułość do tej przeszłości. Wydaje mi się taka… nasza. Podlaska 🙂 I taka nasza.. ludzka. I bardzo kobieca.

Bo niektóre rzeczy w epoce PRL-u no były inne, a niektóre – zupełnie nie. A kobiety, kolejne ich pokolenia, wciąż niosą w sobie, nawet niekoniecznie świadomie – prawdy, uprzedzenia, ale i siłę, moc, elastyczność i pomysłowość, zaradność swoich poprzedniczek. Nie tylko na rubieży w Białowieży 🙂 A przy okazji – takie miejsca jak Białowieża, takie strefy wciąż żywych wspomnień, to są nie tylko punkty na mapie. To jesteśmy my, ludzie – nośniki pamięci. Spadkobiercy. My jesteśmy miejscem. Białowieża jest rodzajem pretekstu do rozpoczęcia tej gawędy, którą, mam nadzieję, każdy słuchacz jeszcze sam sobie dopowie, wspominając kobiety z osobistego „kiedyś”.

Mam nadzieję, że wysłuchanie moich rozmówczyń, ich refleksje, wnioski, emocje, czy zapamiętane obrazy – pozwolą spojrzeć na te wszystkie nasze wsie, miasta, miasteczka – jeszcze inaczej. U mnie to proces fascynacji tym, czego nie widziałam.

Ach – i to ważne: być może niektórzy turyści, po zwiedzaniu Białowieskiego Parku Narodowego, po wyprawach w głąb lasu – wędrując po wsi, poczują delikatne tchnienie tamtego świata kobiet z kiedyś.

Więcej o Bohaterce tej rozmowy, Miłce O. Malzahn przeczytacie na stronie milkamalzahn.pl, na jej kanale na YouTube: https://www.youtube.com/@milka.malzahn, gdzie znajdziecie cykl Kobiety z Kiedyś oraz „dziennik Zmian” na Spotify i innych platformach z podcastami.

O Bohaterce:

Miłka O. Malzahn: właśc. Miłosława Malzahn, urodzona w Hajnówce, polska pisarka, wokalistka, autorka tekstów piosenek, prezenterka radiowa. Absolwentka filozofii na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Do roku 2005 pracowała w Radiu Toruń. Od roku 2006 pracuje w Radiu Białystok. Debiutowała jako poetka w 1995. Laureatka Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie w 1995 roku. W 2013 roku uzyskała stopień doktora nauk filozoficznych na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, zajmując się XIX-wieczną filozofią rosyjską.

Fot. Archiwum prywatne Bohaterki

Exit mobile version