Site icon Sukces jest kobietą!

Lily Koppel: Historia „astrożon”

Żony astronautów w USA były pierwszymi celebrytkami. W czasie wyścigu kosmicznego każda Amerykanka chciała mieć przystojnego męża, który lata w kosmos i perfekcyjne życie na miarę „astrożony”

Jak wpadłaś na pomysł, aby napisać o żonach astronautów? Dlaczego pomyślałaś, że to może być interesujące dla czytelników?

Lily Koppel: Pewnego dnia zobaczyłam wspaniałą fotografię żon astronautów z magazynu „Life”. Otaczały rakietę, w swoich cukierkowych, wirujących sukienkach od Pucciego. Zawsze uwielbiałam film „The Right Stuff”, historię misji Apollo 13 i serial Mad Men, ale nigdy nie zdawałam sobie sprawy z tego, że chciałam wiedzieć o kobietach z tamtych czasów o wiele więcej, dopóki nie zobaczyłam tego zdjęcia. Kiedy dowiedziałam się, że prowadziły swoje domy na przedmieściach Houston, blisko bazy NASA, miały swój klub i społeczność nazywaną „Togethersvill”, wiedziałam, że muszę opowiedzieć ich niesamowitą historię. Chciałam pokazać stronę wyścigu kosmicznego z perspektywy kobiecych emocji.

Czy można powiedzieć, że żony astronautów były pierwszymi celebrytkami?

Kiedy przedstawiono Ameryce żony astronautów, od razu uzyskały one status gwiazd, coś na kształt współczesnych celebrytów występujących w programach typu reality show. Książka „Żony astronautów” jest o grupie kobiet, które są bardzo różne, ale które połączył podobny los. Podczas zimnej wojny, od lat 50. ubiegłego wieku, cały świat z zapartym tchem śledził wyścig kosmiczny, podczas gdy żony astronautów żyły w blichtrze, ale też każdego dnia napotykały nowe wyzwania. To było ekscytujące i przerażające zarazem.

Dlaczego Amerykę interesowało, jak żyje „astrożona”?

Przedstawiono je światu jako wzór idealnej amerykańskiej żony, z przystojnym mężem u boku, który lata na księżyc i z powrotem. Każdy chciał wiedzieć, jako ona to robi, że jej życie jest takie idealne.

Poświęcenie, stres, blichtr, sława. Te słowa opisują „idealnie życie”?

Hasło żon astronautów na czas wyścigu kosmicznego brzmiało „Happy, proud and thrilled”. To było ich motto, którego przekazem było: „Bądź spokojna i rób swoje”, podczas, gdy ich życie zostało wywrócone do góry nogami, a paparazzi czatowali na ich trawnikach. Poza tym, że ciągle martwiły się o to, że ich mężowie latają w kosmos w rakietach, przejmowały się tym, jak Ameryka odbiera ich w telewizji, co mówi o okładkach magazynów, na których się pojawiają.

Jak związek z astronautą mógł byś satysfakcjonujący dla kobiety? Mąż albo był na szkoleniu w NASA albo latał w przestrzeń…

To były bardzo wymagające i niełatwe relacje. Astronauci byli tak popularni, jak Beatlesi. Nigdy ich nie było, nie mieli czasu dla swoich dzieci i byli nieustannie kuszeni przez Cape Cookies, młode, atrakcyjne dziewczyny, które tworzyły groupies astronautów. „Astrożonie” zdecydowanie należy się medal za życie z astronautą!

Stworzyły więc dla siebie coś na kształt grupy wsparcia?

Aby poradzić sobie z presją bycia żoną astronauty, sprostać oczekiwaniom NASA oraz być perfekcyjną żoną i matką, z mężem, który ciągle był w przestrzeni kosmicznej lub na treningu, stworzyły „Astronaut Wives Club”. Czasami ich życie z niekończącymi się obiadami i szybko opróżnianymi butelkami szampana przypominało film. Kobiety z klubu wspierały się wzajemnie, ale między nimi istniała też rywalizacja. Starały się nie dopuszczać do tego, ale nie zawsze było to możliwe.

Jak NASA odnosiło się do tych kobiet? 

Nie miały wsparcia w organizacji i dostawały bardzo niewiele formalnych instrukcji. Wiedziały jedynie, że nie mogą robić nic, co sprawi, że w oczach NASA one same i ich mężowie będą źle widziani. Często bały się organizacji, czuły presję, że muszą być perfekcyjne.

Amerykanki marzyły o tym, aby być jak one?

Oczywiście. Na zewnątrz ich życie wyglądało wspaniale – herbatki z Jackie Kennedy, oficjalne starty w kosmos ich mężów, na które ubierano je w sukienki od Pucciego i wspaniałe podróże, podczas których wręczały głowom państw pamiątki z księżyca. To, że na co dzień nie było tak różowo, pokazuje nieco książka, w której kobiety te, po 50 latach postanowiły opowiedzieć swoje prawdziwe historie.

Rozmawiała: Anna Chodacka

Exit mobile version