Site icon Sukces jest kobietą!

KAROLINA ADAMSKA-WOŹNIAK: BYCIE DOBRYM TO KWESTIA DECYZJI

PREZESKA FUNDACJI MAM MARZENIE. MARZYCIELKA I IDEALISTKA. OD KILKUNASTU LAT SPEŁNIA MARZENIA CHORYCH DZIECI NICZYM ZŁOTA RYBKA, ŁĄCZĄC WOLONTARIAT Z PRACĄ W KORPORACJI I BYCIEM MAMĄ CZWÓRKI DZIECI. W KAŻDYM CZŁOWIEKU ZNAJDUJE CZĄSTECZKI DOBRA, A PRZESZKODY PRZEKUWA W SZANSE I LEKCJE.

 

Fundacja Mam Marzenie spełnia marzenia ciężko chorych dzieci. Jakie to są marzenia?

Karolina Adamska-Woźniak: Przepiękne, wartościowe, jedyne, ważne (śmiech). W Fundacji Mam Marzenie spełniamy marzenia już 17 lat. To długo. Spełniliśmy już ponad 8500 marzeń chorych dzieci. To dużo. Mając takie doświadczenie wiemy, że zazwyczaj każde marzenie chorego dziecka wskoczy w jedną z następujących kategorii:

– chcę coś dostać – czyli kategoria marzeń materialnych, gdzie znajdziemy np. laptopy czy telefony, które dla chorego dziecka, spędzającego mnóstwo czasu w szpitalu, są jedynym oknem na świat; czasami mają być różowe lub miętowe, czasami gamingowe, a czasami tylko te z jabłuszkiem; są tu różowe księżniczkowe łóżka, albo łóżka z motywem kota; są trampoliny i place zabaw, są prawdziwe trąbki, gitary, skrzypce dla pasjonatów muzyki; są aparaty fotograficzne dla wielbicieli zdjęć; są marzenia o umeblowaniu pokoju; było też marzenie, które skradło moje serce – chciałabym mieć własny kącik czytelniczy – regał z książkami, wygodny fotel i lampkę.

– chcę gdzieś pojechać – czyli kategoria marzeń wyjazdowych. Dzieci najczęściej pragną pojechać do Disneylandu czy Legolandu, czyli w świat bajek i baśni, świat daleki i zupełnie inny niż ten, którego doświadczają w szpitalnych salach. Mknąc ze świata Elzy do świata Myszki Miki zapominają o chorobie i leczeniu. Chwil wytchnienia Marzyciele nasi doświadczają też w ciepłych krajach, na plaży, obserwując morze czy w górach, delektując się ich widokiem. Paryż i Rzym to najchętniej odwiedzane stolice europejskie. Zdarzają się też marzenia o zwiedzeniu obserwatorium astronomicznego czy największych stadionów piłkarskich.

– chcę się z kimś spotkać – czyli kategoria marzeń o spotkaniach z ważnymi dla Marzycieli osobami. Śmiałyśmy się jakiś czas temu, z Ambasadorką Fundacji, Małgosią Kożuchowską, że w tej kategorii, na pierwszym miejscu jest Robert Lewandowski, na drugim miejscu również Robert Lewandowski, na trzecim miejscu także Robert Lewandowski, później długo, długo nikt i… Małgosia Kożuchowska (śmiech). Rzeczywiście nasi Marzyciele uwielbili sobie Roberta. Wdzięczni jesteśmy Robertowi za chęć i gotowość spotkań z chorymi dziećmi.

Marzyciele chcą spotkać się z Youtuberami, z piłkarzami Realu Madryt czy Barcelony, ze skoczkami narciarskimi, z aktorami. Chętnie odwiedzają plany zdjęciowe seriali. Politycy wydają się być najmniej atrakcyjni dla naszych Marzycieli. A szkoda. Do tej pory mieliśmy tylko marzenie o spotkaniu z Lechem Wałęsą i Donaldem Tuskiem.

– chcę się kimś stać – czyli kategoria marzeń o byciu kimś. Kiedyś kategoria ta należała do najmłodszych dzieci. Dziewczynki chciały zostać księżniczkami, chłopcy policjantami, strażakami, samurajami czy rycerzami. Teraz kategoria ta wzbudza zainteresowanie dzieci starszych. Dziewczynki pragną stać się modelkami czy aktorkami. Chłopcy marzą o byciu maszynistą Pendolino czy kierowcą rajdowym.

Są też marzenia, które wymykają się spod tych czterech kategorii. To marzenia o sprawieniu radości komuś innemu. Krystian pragnął, byśmy przebadali wszystkie dzieci z jego szkoły, by nikt nie musiał zachorować tak jak on. Daria marzyła, byśmy podziękowali weterynarzom, którzy opiekowali się jej chorym psem, podczas gdy ona sama walczyła o zdrowie w szpitalu.

 

Czy jest jakieś marzenie, dziecko, które zapadło Pani w pamięć szczególnie i dlaczego?

Każde dziecko, każde marzenie zapada w pamięć. Spotkanie z chorym dzieckiem i możliwość spełnienia jego marzenia to sytuacje absolutnie wyjątkowe i magiczne.

Pamiętam Mateusza, swojego pierwszego Marzyciela. Marzył, by zobaczyć niebo we Włoszech, bo twierdził, że tam wygląda ono inaczej. To marzenie spełnialiśmy 16 lat temu. Wtedy rzeczywistość fundacyjna wyglądała inaczej niż teraz. Nie mieliśmy tylu partnerów czy środków finansowych. Wszystko opierało się na znajomych i znajomych znajomych. I tak, w pięcioro osób (Mateusz Marzyciel, jego brat, rodzice i ja) zwiedziliśmy Włochy, podróżując autem zaprzyjaźnionego księdza i mieszkając u niego w zakrystii. Podczas tego marzenia pełniłam rolę przewodniczki, tłumaczki, kierowcy, finansistki, reporterki i fotografki. Ten wyjazd ukształtował mnie na całe moje życie. Jestem o tym przekonana (śmiech).

Pamiętam też Oliwkę, która chciała otrzymać różowy zestaw przeciwdeszczowy – różową pelerynę, parasolkę i kalosze. Pamiętam to marzenie, bo dało mi ono obraz, że czasami niewiele znaczy bardzo dużo.

Pamiętam Gracjana, który marzył o spotkaniu z Michio Kaku. To Marzyciel – pasjonat. Wielkim darem jest mieć w życiu pasję; wielkim darem jest spotykać ludzi z pasją. Słuchanie ich napełnia dobrą energią. I taką energią, na wiele lat, napełnił mnie Gracjan. Chorował na zanik mięśni i jedyne, co mógł robić to obsługiwać komputer ruchem gałek ocznych. Czytał zatem wiele. O kosmosie, bozonach Higgsa, teleportacji czy paradoksie Fermiego. I na ten temat rozmawiał z naukowcem. Michio Kaku, po rozmowie, z wielką dumą i zaskoczeniem przyznał, że nigdy nie spotkał tak młodego człowieka z tak wielką wiedzą.

Pamiętam też Piotrusia, który marzył o spotkaniu z Papieżem. Piotruś był dzieckiem wyjątkowym. Roztaczał wokół siebie taką energię, że wszyscy się uśmiechali. Nie sposób było przejść obok Piotrusia bez uśmiechu. Radował się wszystkim, pomimo cierpień, których doświadczał. Jak nie brać z Piotrusia przykładu? Spotkanie z nim zobowiązało mnie do wdzięczności i radości z każdego dnia.

Pozyskiwanie darczyńców zapewne nie jest łatwe. Ludzie chcący pomóc, firmy zgłaszają się sami czy ma Pani jakieś sposoby na dotarcie do nich. Jeśli tak, to jakie?

To, że pozyskiwanie darczyńców nie jest łatwe to przekonanie, które zmieniłam w ciągu swojej wieloletniej działalność w Fundacji Mam Marzenie. Teraz mogę powiedzieć z wielką radością, że zachęcanie do pomagania jest łatwe, bo ludzie mają w sobie cząsteczki dobra. Każdy je ma. Nie każdy jeszcze odkrył.

Idąc na spotkanie z potencjalnym partnerem czy sponsorem wiem, że to będzie wspaniałe spotkanie, bo albo zderzę się z tymi cząsteczkami dobra albo odkryję te cząsteczki dobra, co zaskoczy samego ich posiadacza (śmiech). Nie ma nic piękniejszego od marzeń, a jeśli marzycielami są chore dzieci, czy jest ktoś, kto może się odwrócić? Nie doświadczyłam, bo zawsze znajduję takie rozwiązanie, które nas przybliża do spełnienia marzenia chorego dziecka, a partnera czy sponsora do możliwości włączenia się w ten proces.

Przecież pomaganie to nie tylko przekazywanie pieniędzy. Pomaganie to także dzielenie się swoim doświadczeniem, relacjami czy czasem. A każdy z nas jest, choć w jedno z powyższych, wyposażony (śmiech). Można pomagać nam na mnóstwo sposobów, np. robiąc piękne zdjęcia, szkoląc wolontariuszy, pisząc relacje na stronę internetową, prowadząc media społecznościowe, obsługując prawnie czy księgowo. Można włączyć się w organizowanie koncertów czy akcji, można podzielić się numerem telefonu. Można też podzielić się pieniędzmi. Nazwałam nas kiedyś specjalną platformą łączącą tych, którzy potrafią zarabiać pieniądze, z tymi, którzy mają potrzeby. Teraz rozszerzyłabym tę definicję i brzmiałaby ona tak: jesteśmy platformą łączącą ludzi dobrych z dobrymi potrzebującymi. A bycie dobrym to kwestia decyzji…

 

Największe przeszkody, jakie stanęły na Pani drodze, to?

Zmęczenie. Moje i wolontariuszy. W zmęczeniu świat wygląda inaczej. Jest bardziej szary i mocniej irytuje. Nauczyłam się jednak odpoczywać, nie rezygnować. I to pomaga. Każda przeszkoda jest jakąś lekcją. Trafiając na nią robię kilka głębokich oddechów, „wychodzę na balkon”, by uzyskać inną perspektywę i przekuwam przeszkodę w szansę lub lekcję. Czasami niektóre drzwi są dla nas zamknięte. Tłumaczę sobie wtedy, że najprawdopodobniej to nie ten czas, by te drzwi otworzyć albo, że za nimi nie czeka nas nic wartościowego.

Największą przeszkodą, która staje na naszej drodze jest walka z czasem. Niekiedy stan zdrowia naszych Marzycieli jest bardzo poważny i wtedy się ścigamy…

 

Jak sobie Pani z tym radzi?

Praca zespołowa jest absolutną receptą na wszystko. W wyścigu z czasem uruchamiamy nasze wszelkie moce, angażujemy wszystkich i działamy najlepiej jak potrafimy.

Nie ma nic piękniejszego niż uśmiech na twarzy dziecka. Pani zapewne często widzi na tych twarzach ból i łzy. To musi być trudne.

Mamy w Fundacji Mam Marzenie ten przywilej, że towarzyszymy dzieciom w chwilach, gdy spełnia się ich marzenie. To momenty pełne wzruszeń, radości, szczęścia, uśmiechów, czasami niedowierzania, zawsze piękne. Tak naprawdę jesteśmy z chorymi dziećmi w chwilach ich największej radości. I w momentach przepełnionych nadzieją. To sytuacje wyjątkowe i dające wiele energii i siły także nam, wolontariuszom. Mamy niezwykły przywilej móc zadać drugiemu człowiekowi pytanie „jakie jest Twoje marzenie?” i uzyskujemy na nie odpowiedź!

Przecież w naszym dorosłym życiu takie sytuacje zdarzają się nieczęsto. Marzenia często pozostają naszą intymnością, niewielu chce się nimi dzielić trwając w przekonaniu, że „nie powiem, bo się nie spełni”. A my pytamy o marzenia i je spełniamy, bo wiemy, że kiedy czegoś się bardzo pragnie to wszechświat sprzyja temu pragnieniu. Jesteśmy trochę jak złote rybki. Towarzyszymy chorym dzieciom i ich rodzinom w momentach pełnych dobra. Pomagamy lekarzom w spełnianiu tego największego marzenia chorego dziecka, marzenia o byciu zdrowym.

Oczywiście doświadczamy smutku i tragedii związanej z chorobą małego Marzyciela. I to są trudne chwile i emocje. Przeszłam w swojej kilkunastoletniej działalności wolontariackiej kryzys związany z pytaniem „dlaczego?”. Nieustannie zadawałam sobie pytanie „dlaczego dzieci chorują?”, „dlaczego dzieci umierają?”, „dlaczego świat jest taki niesprawiedliwy?”.

Im częściej pytałam tym większą pewność miałam, że świat mi na to nie odpowie. I zdałam sobie sprawę, że mam dwa wyjścia: obrazić się na świat, odwrócić od problemu i wytłumaczyć się swoją wrażliwością, że nie mogę doświadczać kontaktu z chorym dzieckiem, bo to jest ponad moje siły albo skorzystać z mojego przywileju bycia zdrową i działać, by choć na chwilę sprawić by świat chorego dziecka stał się weselszy. Wybrałam to drugie. I jestem z tego dumna.

Zatem, odpowiadając na pytanie jak radzę sobie ze łzami i bólem Marzycieli – sprawiam, by było tego mniej. I wdzięczna jestem światu za swoje życie.

 

Gdyby miała Pani określić siebie samą trzema przymiotnikami, które najlepiej Panią opisuję, jakie słów by Pani użyła?

Zmotywowana, konsekwentna, marzycielska idealistka (śmiech).

 

Za co Pani lubi siebie?

Za marzycielskość (śmiech). Chyba nie przypadkowo związałam się z Fundacją Mam Marzenie tak wiele lat temu. Jestem niepoprawną idealistką. Wierzę, że ludzie są dobrzy i świat jest piękny. Chciałabym, by wszyscy byli dla siebie dobrzy i życzliwi. By ludzie patrzyli dalej niż na czubek własnego nosa. Taki właśnie świat tworzę w Fundacji Mam Marzenie. Taki świat mi towarzyszy. I za to siebie bardzo lubię. Za pokazywanie ludziom dobra, które w nich drzemie. Za inspirowanie do otwierania się na dobro. Za zachęcanie do niestandardowych rozwiązań i spacerowania nowymi szlakami. Za łamanie stereotypów i pozbywanie innych wymówek.

Najczęstszą wymówką, którą słyszę od innych, zachęcając ich do pomagania, jest brak czasu lub pieniędzy. Ja, zaczynając przygodę z wolontariatem byłam singielką rozpoczynającą studia doktoranckie. Teraz jestem żoną, mamą czwórki dzieci i pracownikiem wielkiej korporacji, w której zarabiam na życie. I ciągle jestem wolontariuszką. I dlatego uważam, że mam prawo nie przyjmować argumentów o braku czasu. To zawsze jest kwestia decyzji, naszej decyzji, na co przeznaczymy nasz czas. A każdy z nas ma go każdego dnia do dyspozycji tyle samo. Każdy z nas dostaje od życia każdego dnia 24 nowe godziny.

 

Co chciałby Pani w sobie zmienić lub poprawić?

Chciałabym mieć w sobie jeszcze więcej akceptacji do tego, co przynosi życie.

Kto jest dla Pani największym autorytetem i wsparciem?

Mam wielu życzliwych ludzi wokół siebie i za to jestem światu bardzo wdzięczna. Otaczam mnie grono wspaniałych kobiet. Jedne są przyjaciółkami, które sprowadzają mnie na ziemię, inne są inspiracjami, które sprawiają, że fruwam. Jest też mój mąż, który wspiera mnie w wolontariackich działaniach i bardzo im kibicuje. Zakładając rodzinę, wspólnie podjęliśmy decyzję o kontynuacji mojej działalności w Fundacji Mam Marzenie, wiedząc jakie będą tego korzyści, ale też straty.

Moje zaangażowanie czasowe w wolontariat jest dla nas jednym z elementów wychowania dzieci na dobrych ludzi. Dajemy przykład uznając, że to najbardziej skuteczne narzędzie wychowawcze. Nie tylko mówię, jak ważna jest wrażliwość na drugiego człowieka, ale też pokazuję i angażuję, kierując się słowami Konfucjusza „powiedz mi, a zapomnę, pokaż mi, a zapamiętam, pozwól mi zrobić, a zrozumiem”. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie mój mąż. Zakończę feministycznie, zachęcając wszystkie kobiety do świadomego wybierania wartościowych partnerów (śmiech).

Rozmawiała: Edyta Nowak

Exit mobile version