Site icon Sukces jest kobietą!

Iwona Wujastyk: Wyznaczyłam granicę między pracą a rodziną

Iwona Wujastyk od 2016 r. pełni funkcję Dyrektora Mazowieckiego Teatru Muzycznego im. Jana Kiepury. W tym czasie dorobek artystyczny Teatru prezentowany był na blisko 50 scenach Mazowsza, choćby poprzez formy teatralno-muzyczne, takie jak cykl koncertów „Dzień Kobiet na Mazowszu” czy też „Mazowsze w sercu Niepodległej” (autorka koncepcji).

Dzięki jej staraniom, teatr po 15 latach działalności impresaryjnej, doczekał się swojej siedziby i profesjonalnej sceny, przy Jagiellońskiej 26 w Warszawie w dawnym Kinie Praha, którego największą salę kinową zaadaptowano na teatralną.

Stworzyła nową koncepcją programową tego miejsca, gdzie obok teatru muzycznego i lokalnego kina artystycznego powstała przestrzeń kulturotwórcza dla prezentacji różnych dziedzin sztuki i artystycznego dialogu. Jej zamierzeniem jest także przywrócenie operetce, leżącej u genezy tego teatru, godnego miejsca na mapie kulturalnej stolicy. Marzy o stworzeniu Muzeum Operetki.

Pani Iwono, jak zmieniły się Państwa plany repertuarowe? Jak poradzili sobie Państwo z nowymi restrykcjami, choćby z wspomnianym ograniczeniem miejsc na widowni? Czy takie działanie jest nadal rentowne i ma sens?

Iwona Wujastyk: Staram się nie mnożyć problemów, tylko mierzyć z wyzwaniami. Był to czas wymuszonego zatrzymania – nie chciałam, by pozostał jedynie czasem zatrzymania kultury, ale zatrzymania nad kulturą. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że nawet gdyby dla bezpieczeństwa ograniczono liczbę miejsc do jednego widza w rzędzie, to działanie instytucji kultury nadal miałoby sens. Kultura tym różni się od biznesu, że efektów nie można mierzyć wpływami do kasy, a raczej jej wpływie na rozwój intelektualny i wrażliwość kolejnych pokoleń.

Zresztą teraz, mimo pustej widowni w teatrze staramy się przenieść część naszej niepowtarzalnej atmosfery na ekran Państwa komputerów czy telewizorów. Mieliśmy kilka nowych projektów – zarówno kameralnych, jak i wieloobsadowych produkcji, w tym także kolejnej operetki, które z przykrością przenieśliśmy na kolejny rok. Osoby nad nimi pracujące rozumieją, że w pierwszej kolejności przywracamy to, co odwołaliśmy na wiosnę, a nowe musi być projektowane pod pandemiczną rzeczywistość.

We wrześniu nie zagraliśmy dla Publiczności naszej operetki „Wesoła Wdówka”, ale zdecydowaliśmy się na jej profesjonalne nagranie, które pozwoli na wydanie płyty albo pokazanie na wielkim ekranie w naszym Kinie Praha. Trzy dni pracy blisko 200 osób, wymagało zachowania ogromnego reżimu sanitarnego, ale zaowocowało skuteczną izolacją od epidemii oraz bardzo udaną realizacją zarówno na scenie, jak i w zapisie kamer.

Nie wiem, kiedy znów będziemy mogli pracować w tak licznym składzie. Planując jesienny repertuar poprosiliśmy reżyserów, by ponownie pochylili się nad inscenizacjami i w porozumieniu z artystami, wprowadzili pewne modyfikacje, które nie zaburzają koncepcji artystycznej, jednoczenie zwiększając komfort pracy na scenie.

W niektórych przypadkach musieliśmy ograniczyć zespół muzyków czy obsady. Teraz, gdy nasza działalność ponownie może być prezentowana publiczności jedynie w sieci lub na ekranie telewizora, ponownie modyfikujemy program. Przygotowujemy w tym celu bardziej kameralne wersje naszych projektów. Chcemy pobudzić wyobraźnię publiczności i wywołać ciekawość, by chciała wrócić do nas i zobaczyć pełną wersję na żywo w teatrze, gdy już to ponownie będzie możliwe.

To ważne także dla artystów, dla których energią do dalszego rozwoju jest interakcja tworząca się pomiędzy nimi a publiką podczas spektakli granych na żywo. W tym ostatnim czasie największą trudnością jest zmienność i krótkoterminowość decyzji odgórnych. Obecnie obowiązujące zalecenia dotyczą okresu do końca listopada, zgodnie z tym spektakle zaplanowane za dwa tygodnie teoretycznie mogłyby odbyć się z udziałem publiczności. Statystyki epidemiczne są przy tym bardzo niepokojące, dlatego powoli wycofujemy się z grania na żywo kolejnych spektakli, zanim zostaną one objęte restrykcjami na dzień czy dwa przed.

Największym wyzwaniem jest ciągle tradycyjny Koncert Noworoczny. Dla wiernej publiczności, wizyta w Filharmonii Narodowej w Warszawie, by uczestniczyć w niepowtarzalnym koncercie z udziałem niejednokrotnie artystów, na których w Polsce czeka się rok lub dłużej, jest stałym punktem celebracji tego święta. Od kilku lat mogliśmy także retransmitować te koncerty na łamach telewizji regionalnej, docierając w ten sposób z ofertą kulturalną nieosiągalną na co dzień dla wszystkich.

Pojawiło się w międzyczasie nieśmiało w Pani wypowiedzi słowo sukces. To dobrze, że nawet w tak trudnych czasach dostrzega się efekty swoich działań i powody do dumy. Co to takiego? Może pojawiły się nowe pomysły czy innowacyjne rozwiązania, które wprowadziła Pani w ostatnich miesiącach?

Najwięcej innowacji wprowadził nam los, a wszystko, co robimy – mam wrażenie, że jest tylko mniej czy bardziej udolną reakcją na jego działania, ale skłonił nas wszystkich do większej otwartości umysłu, uważności na to co dookoła, nauczył elastyczności i odwagi w podejmowaniu nowych prób. Nie planujemy już długoterminowo. Sukces także jest dziś w zupełnie innym miejscu i wynika z czegoś innego. Sukcesem jest, że jesteśmy zdrowi, a wszechobecny podstępny wirus nie dotknął w jakiś drastyczny sposób zespołu i współpracowników teatru.

W kontekście zawodowym też jest kilka powodów do radości. Po pierwsze, to o czym wspomniałam w poprzednim wywiadzie. Ogromnie cieszę się, że także tegoroczna Gala XIV Teatralnych Nagród Muzycznych i wręczenie statuetek im. Jana Kiepury odbyło się na żywo. To było bardzo wzruszające spotkanie kilku pokoleń artystów i twórców, których łączy wspólna pasja i miłość do teatru operowego i muzycznego. Duma na twarzach dyrektorów, gdy na scenie wśród nominowanych wyczytywani byli artyści z ich zespołów i niejedna łza wzruszenia Laureatów, ściskających w dłoniach statuetkę ciężką jak talenty, którymi zostali obdarzeni.

Dodatkowo statuetki zostały po trosze dociążone przez Jury, bowiem z każdą entuzjastyczną reakcją publiki, pojawiającą się po rozstrzygnięciu kolejnej kategorii, po kawałeczku spadał z Kapituły ciężar odpowiedzialności za skrywany w tajemnicy aż do Gali, obiektywny i przemyślany werdykt. Dla tych najwybitniejszych z całej Polski, występujących i tworzących na wielkich scenach świata, spotkanie na co drugim fotelu małego teatru na warszawskiej Pradze stanie się jednym z ważniejszych w tym roku.

Nie mniejszym powodem do radości jest nowa premiera teatru. Musical autorstwa Stephena Dolginoffa – „Thrill me. Historia Leopolda i Loeba” w reżyserii Tadeusza Kabicza – został po raz pierwszy pokazany w Polsce. Fenomenalnie zagrany i zaśpiewany zachwycił nawet autora na drugiej półkuli. Zastanawiam się, czy gdyby nie ograniczenia pandemiczne, zdecydowalibyśmy się na jego produkcję.

Być może jego ascetyczna forma, która w połączeniu z misterną reżyserią, kunsztem aktorskim, sensualnością pianistki, niesamowitą scenografią, niemalże filmową animacją i intrygującym plakatem jest dziełem skończonym, wydawałaby się zbyt skromna w zamyśle. Być może przegrałaby w konkurencji z brawurowym ekspresyjnym wieloobsadowym widowiskiem operetkowym. Wszystko jest po coś, po raz kolejny się o tym przekonuję.

W czasie kryzysu zakup nowego projektora kinowego przy 90% finansowaniu zewnętrznym, czy też zakup i wdrożenie nowego sytemu rezerwacji i sprzedaży biletów to działania prawie niezauważalne dla odbiorcy, ale poprawiające jakość oferty, jaką proponujemy. Niezależnie od sytuacji, teatr nie może stać w miejscu, sztuka potrzebuje możliwości, ciągłego rozwoju. Pojawiło się kilka nowych pomysłów, coś własnego, co zrodziło się jeszcze podczas wiosennej fali pandemii i kilka ciekawych propozycji, którymi chcieli podzielić się inni. Mam nadzieję, że wystartujemy z nimi od stycznia – choć pewnie w wersji bez żywego udziału publiczności. W grudniu, poprzez on-line, bajkowi bohaterowie z „Awantury w mollDurze” rozdawali prezenty mikołajkowe, a w bożonarodzeniowy nastrój wprowadzi wszystkich Teresa Lipowska i kolędnicy o anielskich głosach koncertem „Święta, święta!”

Mam też dużą satysfakcję z projektu prowadzonego przez Stowarzyszenie Targówek w spódnicy, które od lat współtworzę wraz dwiema koleżankami. To edycja online bezpłatnych warsztatów rozwojowych „Kobieta przede wszystkim. Rozmowy przy filiżance kawy”, którego tematem przewodnim stały się relacje. Każdy z trenerów dobierał dowolny temat z tym związany i tak powstało spektrum dróg do poznania siebie i znalezienia sposobu na lepsze relacje z ludźmi. Widzę, jaki dobroczynny wpływ mają na mnie. Ciepłe opinie uczestniczek i ich coraz liczniejszy udział, motywują nas do planowania już kolejnej edycji.

Znów dużo wyzwań, planów jak słyszę. Jak utrzymuje Pani wewnętrzną równowagę w tym trudnym czasie?

Ostatnie pól roku pokazało, że czymś, czego nigdy nie mamy w nadmiarze to czas. Zwolnienie działań wcale nie spowodowało, że mamy go więcej, bo wiele czynności, które kiedyś można było wykonać przy okazji, teraz wykonujemy pojedynczo. Nadal pędzimy, tylko trochę w innych przestrzeniach. Zastanawiałam się ostatnio nad tym. Wymarzyłam sobie coś, jednak na tyle realnego, że mogłabym nazwać to celem. I gdyby tak odsunąć wszystko inne dookoła mnie, to właściwie nic nie stoi na przeszkodzie, by go zrealizować.

Jednak kolejny tydzień, miesiąc, a ja na drodze do jego osiągnięcia tkwię w miejscu, w którym byłam na początku. Może krok dalej, bo już mam odwagę go wyznaczać, odzyskałam wiarę w jego realizację i nieśmiało przyznałam, że zasoby są w mojej głowie, tylko motywacji trochę brak. I gdy tak dłużej nad tym posiedziałam, starając się ustalić kilka kroków, które mnie od niego dzieli, doszłam do wniosku, że obciąża mnie balast tysięcy drobnych spraw, które kiedyś odłożyłam na później, a teraz mnie trzymają w miejscu, jak kotwica statek, mimo, że skrzydła już nawet rozpostarte.

To często poczucie obowiązku, że coś jeszcze muszę lub wypada, to czasem dokończenie czegoś, co nie wymaga wcale aż tak dużo czasu, niż na początku zakładałam, ale odkładałam z poczucia, że nie jestem jeszcze wystarczająco przekonana, by zrobić coś perfekcyjnie. To wiele rzeczy odłożonych z lenistwa, wiele zapomnianych. Postanowiłam i tak zrobiłam, by zachować równowagę przede wszystkim trzeba odzyskać kontrolę nad swoim czasem, by móc nim lepiej gospodarować. A skoro jest już wystarczająco obciążona tysiącem rzeczy zaprzeszłych, to po pierwsze: nie dokładam nowych, po drugie: regularnie zmuszam się do zdejmowania ze swojej głowy spraw niezałatwionych poprzez ich załatwienie i uwalnianie przestrzeni dla dobrej energii. Po trzecie: wyznaczam sobie granice pomiędzy czasem na pracę i czasem prywatnym.

Po czwarte: wyznaczam przestrzenie i pilnuję ich, zarówno u siebie, męża i dzieci na różne zajętości i obowiązki, co przy ponownej nauce on-line i coraz częstszej pracy zdalnej jest właściwie konieczne. W maju opowiadałam Pani jak poprzez codzienne zbieranie ze stołu wszystkich zawodowych dokumentów, długopisów, karteczek i chowanie ich razem z laptopem do kartonu pod stół, niezależnie od pory i mimo, iż następnego dnia rano wszystko ponownie lądowało na nim, stawiałam sobie granicę i wyrażałam czytelny komunikat „Koniec pracy. Mama już jest w domu”. Potrzebowała tego tak samo moja córka, jak i mój mózg.

To podobna zasada, tylko rozpełzła się już znacznie poza ten stół. Po piąte: pilnuję zaplanowanego czasu, by to, co ważne, nie odbywało się kosztem najważniejszego. Po szóste – to najważniejsze: pielęgnuję relacje – przede wszystkim te z najbliższą rodziną. Dziećmi i mężem. Staram się, byśmy byli jak najczęściej razem, a nie obok siebie. Wspólny posiłek przy jednym stole, kubek herbaty z cytryną i imbirem podany niespodziewanie, gdy widzisz, że mąż wraca przemarznięty, kwadrans rozmowy z nastolatkiem, podczas której słuchasz i zadajesz pytania, dzięki którym łatwiej mu znaleźć właściwą drogę, zamiast pouczać i oceniać, zabawa z córką kolcami Playmobil, dzięki której poznajesz wszystkie niesprawiedliwości świata z perspektywy całej klasy 1B i masz szansę jako ludzik, nie jako mama, podzielić się swoim doświadczeniem.

To wszystko jest znacznie ważniejsze, niż choćby pół dnia, które każdy spędzi w swoim pokoju wpatrzony w tablet czy komórkę. To też relacje z rodzicami, którzy zwykle biegną nam z pomocą, gdy potrzebujemy ich wsparcia przy naszych dzieciach. Oni także potrzebują, byśmy to my czasem przybiegli do nich z zakupami, czy witaminami z apteki. To też czas dzieci z dziadkami – uczy bezgranicznej miłości, ale też tolerancji, wrażliwości i wparcia. Warto zadbać o dobre relacje z innymi – w tym zawodowe czy koleżeńskie, choćby w tak prostych rzeczach jak ta, że oddzwaniasz, gdy mówisz, że oddzwonisz. Po siódme: pozwalam sobie odpocząć.

Mam jeszcze taki mój pierwotny sposób na znalezienie wewnętrznej równowagi. Od dziecka uwielbiam wszelkie sporty wodne i kontakt z naturą. Zapach podmokłej ziemi, fale uderzające o brzeg, tatarak, żółte kaczeńce, brodzenie boso w letniej wodzie w promieniach słońca, albo dłonie zanurzone w chłodnej wodzie o zmierzchu, próbujące schwytać odbijające się w niej gwiazdy, jeszcze bardziej wiatr we włosach, gdy płyniesz na środku jeziora to moje składniki energetyzujące. Uwielbiam w takich miejscach zgubić wszystkie smutki i problemy, a wrócić pełna werwy i optymizmu. To działa nie tylko na mnie, dlatego ostatniego lata „woda” była dla nas drugim domem. Z tej perspektywy widać, jak córka stała się uczniakiem, a syn wydoroślał.

To dużo się zadziało u Pani w ciągu zaledwie pół roku. Jeszcze jakieś niespodzianki?

Niby nic takiego, a jednak bardzo znaczącego. Skończyłam 40 lat, właściwie z radością wpłynęłam w ten nowy wiek z wiatrem we włosach i promieniami słońca na twarzy.

To cudowny czas dla każdej Kobiety. Bagaż doświadczeń i niejeden powód do dumy za nami, a przed nami nadal mnóstwo możliwości. Kilka dni później obchodziłam jubileusz 20-lecia pracy. Dopiero przy tym, zadałam sobie pytanie – kiedy to minęło?

Mnóstwo fantastycznych, inspirujących ludzi w tym czasie poznałam, wiele miejsc odwiedziłam i naprawdę zrealizowałam sporo wyzwań, a i udało się przebić kilka szklanych sufitów. Jestem szczęśliwa i wszystkim tego życzę. Ach, zapomniałabym. Pod koniec listopada br. głosami internautów znalazłam się na czwartym miejscu w plebiscycie 100 najbardziej wpływowych kobiet Mazowsza. Byłam zaskoczona samą nominacją.

Zastanawiałam się, jakie moje działania miały na to wpływ: Może to, że przed laty w kierowanym przeze mnie zespole krok po kroku rodziła się marka „Mazowsze. serce Polski”? Czy to, że kieruję w Radzie Warszawy jedną z ważniejszych Komisji – Infrastruktury i Inwestycji (najprawdopodobniej jestem pierwszą kobietą z tą funkcją)? Czy to, że jako Przewodnicząca Kapituły Teatralnych Nagród Muzycznych – jak mówią laureaci, zbudowałam prestiż tego konkursu, a teatr stał się rozpoznawalny w kraju? Czy to, że po jego piętnastu latach udało mi się stworzyć pierwszą stałą scenę i to na terenie, pełnej artystycznej atmosfery, Starej Pragi? Czy to, że udało mi się zaprezentować nasz teatr w prawie każdym powiecie Mazowsza, przybliżając dostępność muzyki operowej, operetkowej i musicalowej nawet takiej publiczności, która nigdy nie miała okazji być w teatrze?

A może zauważono mnóstwo działań integracyjnych dla kobiet, dzieci i seniorek, jakie z koleżankami podejmujemy w naszym kobiecym stowarzyszeniu Targówek w spódnicy. Nie wiem. Może po trosze dzięki temu wszystkiemu. Tyle, że to wszystko, nawet bez jakichkolwiek nagród i wyróżnień dało mi wiele satysfakcji. Jak się lubi to co się robi w swoim życiu, to już jest się szczęśliwym i zawsze wydaje się że największe i najciekawsze wyzwania są ciągle przed nami, bo w głowie kłębi się jeszcze mnóstwo pomysłów.

Nasza Noblistka – Olga Tokarczuk powiedziała kiedyś: „Nie sądzę, żebym w życiu powiedziała coś naprawdę ważnego. Na najważniejsze rzeczy i tak brakuje słów”. Tak sobie myślę, że nie sądzę, bym zrobiła w życiu coś, co dawało mi prawo być jedną ze 100 najbardziej wpływowych kobiet na Mazowszu, bowiem wszystko co najważniejsze, co daje najwięcej powodów do dumy, czy to w życiu zawodowym czy osobistym, nie dzieje się w pojedynkę. Mam szczęście, bo spotykam na swojej drodze fantastycznych ludźmi.

Po więcej informacji o działalności naszej Bohaterki zapraszamy tu:

https://www.mteatr.pl/pl/aktualnosci

Foto. Marek Popowski – Iwona Wujastyk na sali Zamku Królewskiego podczas Królewskiego Koncertu z okazji Dnia Kobiet 2020 r. oraz materiały własne Teatru.

Materiał powstał w ramach raportu BIZNES SIĘ NIE PODDAJE!

Exit mobile version