Site icon Sukces jest kobietą!

Ilona Felicjańska: Nie chowam głowy w piasek

O tym, czy w Polsce można popełnić błąd i zacząć od nowa, o pomaganiu, które jest źródłem spełnienia, mediach i kompleksie prowincji – Ilona Felicjańska 

Coś dobrego wynikło z tego, że popełniłaś błąd?

Ilona Felicjańska: Nam się wydaje często, że nasz problem jest największy. Dopóki nie zaczniemy o nim rozmawiać. Kiedy o nim mówimy, to go oswajamy. Poza tym, okazuje się, że wiele osób ma ten sam problem i sobie z nim poradziło. To, że przyznałam, iż mam problem z alkoholem, uzmysłowiło kobietom, że nie są aż tak złe, bo to może dotyczyć każdej z nas. Niestety choroba alkoholowa kobiet jest tematem tabu, w Polsce nie mówi się głośno o tym, że kobiety są tak samo narażone na alkoholizm, jak mężczyźni i że problem ten dotyczy kobiet w takim samym stopniu, jak mężczyzn. A to jest bardzo złe. Tak samo, jak stereotypowe postrzeganie choroby alkoholowej – alkoholicy to często osoby, które stawiamy sobie za wzór do naśladowania, bo nie wiemy, że są alkoholikami. Ja wiem, że będę chora do końca życia, ale da się z tym żyć. Z cukrzycą też się żyje.

Mam diagnozę i receptę. A tu recepta jest o tyle prosta, że polega na zmianie swojego życia. Polega na szczerości i uczciwości wobec siebie samego. Ja już dłużej nie mogę oszukiwać siebie, że to, co robię, mi się podoba, kiedy tak nie jest. Bo, jak mi się nie podoba, to wcześniej czy później, ta sytuacja mnie złamie, a to może się dla mnie źle skończyć. A ja chcę być trzeźwa. Chciałabym także pomagać kobietom, które nie wiedzą, że picie nawet jednej lampki wina codziennie, może prowadzić do uzależnienia. Po wypadku dostawałam setki e-maili od zupełnie nieznanych mi ludzi, którzy mają problem z alkoholem lub podejrzewają, że go mają, z podziękowaniami. Pisali, że jest im łatwiej, wiedząc, że kogoś dotyka ten sam problem. To uświadomiło mi, że mogę pomóc. Tak, jestem uzależniona, wiem jak to jest i wiem, że każdy, bez żadnego wyjątku, może zwyciężyć w walce z uzależnieniem.

W naszym kraju można się pomylić, przeprosić i zacząć wszystko od nowa?

Ja wiem, że można, ale to akurat wynika z mojego charakteru. Nie widziałam żadnej innej możliwości dla siebie. Popełniłam błąd, przeprosiłam najbliższych, i tych, których to dotknęło, a teraz wyciągam wnioski i idę dalej. Co prawda z większym bagażem, ale staram się, żeby to było zaletą. Uważam, że jestem silną kobietą, ale po takich kopniakach, jakie dostałam od życia, czasem nadal mam ochotę schować się pod kołdrę i powiedzieć: „Dajcie mi wszyscy święty spokój”. Z drugiej strony wiem, że to nie „ja”. To nie jest droga – ja muszę działać.

Po wypadku, jaki spowodowałaś i kiedy wyszło na jaw, że byłaś pod wpływem alkoholu nie pozostawiono na tobie suchej nitki.

Zgadza się. Ale to jednocześnie otworzyło mi oczy na pewien fakt. Ja bardzo długo myślałam, że media mnie lubią! A to nie jest tak. Media na mnie zarabiają. Kiedy okazało się, że dobrze czyta się, że jestem zła i jest mi niedobrze, to pisali, że jestem zła i jest mi niedobrze, nie zważając na to, jak ja się z tym wszystkim czuję. To tak, jak kopać leżącego. Więc wykreśliłam ten mit, że media darzą mnie sympatią. Mam świadomość, że są mi potrzebne do mojej działalności, tak jak moje potknięcie było potrzebne mediom do zarabiania. Nie zamierzam się na nikogo obrażać. Ale chcę, żebyśmy wspólnie respektowali pewne granice w tej „współpracy”.

Mówisz, że pomagałaś, pomagasz i będziesz pomagać. Skąd się to u ciebie wzięło?

Bardzo często słyszę to pytanie. A ja nigdy nie wiem co powiedzieć, żeby dobrze zabrzmiało. Nie będę ukrywać tego, czego inni boją się powiedzieć – pomagając, sami czujemy się lepiej. Już wrzucenie paru groszy do czapki bezdomnego w przejściu podziemnym daje nam poczucie, że zrobiliśmy coś dobrego. A można to też robić na większą skalę. Ja miałam tę możliwość, tę umiejętność. Nadal ją mam. Teraz jest mi trudniej, ale to mobilizuje mnie jeszcze bardziej. Pomaganie jest we mnie. Tak mam. Sprawia mi to przyjemność, dowartościowuje, a poza tym, może taka jest moja droga? I nie ma tu nic więcej do analizowania.

Masz kompleks prowincji?

Miałam. Najpierw mieszkałam na wsi, potem przyjechałam do Bełchatowa, tam byłam „ta ze wsi”. Jak przyjechałam do Warszawy, to byłam „tą z Bełchatowa”. Na początku ubierałam się bardzo skromnie i wszyscy myśleli, że mam po prostu taki prosty styl (śmiech). Czułam się tą z prowincji. Ale zawsze zaciskałam zęby i szłam do przodu. Uczyłam się, obserwowałam innych. Panie: Kwaśniewska, Penderecka, Batycka… One były dla mnie wzorami. Dlatego, kiedy po wypadku pani Kwaśniewska i Batycka do mnie zadzwoniły – to było dla mnie ogromnie ważne. To mi pozwoliło uwierzyć, że nie ma na świecie ludzi, którzy nie popełniają błędów. Ważne jest, żeby wyciągnąć z nich wnioski, a ja nie schowałam głowy w piasek. Zarówno sygnały od osób zupełnie mi obcych, jak i tych znanych, które naśladowałam były dla mnie ważne. Ważne było dla mnie, że mnie nie przekreśliły. Ja myślałam sama o sobie, że zrobiłam coś tak złego, że na pewno teraz wszyscy się ode mnie odwrócą. Ponadto, kiedy jeszcze odchodzą ludzie bliscy, to człowiek sam o sobie myśli, że jest nic niewarty.

To było tak, że kiedy byłam popularna i miałam dobrą passę, to wszyscy przy mnie byli. Potem myślałam: „Czy ja naprawdę nie mam nic wartościowego w sobie, że już ich nie ma?”.

To najbardziej mnie dotknęło. Z drugiej strony, takie wydarzenie „oczyszcza”. Teraz ostrożniej dobieram „przyjaciół”.

W jakim miejscu swojego życia teraz jesteś?

W dobrym. Ale muszę na siebie bardzo uważać. Całe życie będę musiała, na tym polega ta choroba. Mam też poczucie, co nie jest do końca prawdą, że jestem na początku drogi. Bo przecież mam masę doświadczenia. To, co zrobiłam przez te wszystkie lata, pozwoliło mi zdobyć ogromną wiedzę, teraz chcę z tego korzystać. Mam wrażenie, że przez długi czas mozolnie wspinałam się na górę, a potem bardzo szybko i boleśnie z niej spadłam. Teraz robię to samo, z tym, że wiem, co mnie czeka po drodze i wiem, jak mocno boli upadek, więc nie chcę już spadać. Tym razem nie wchodzę na tę górę, żeby odnieść sukces, tylko dlatego, że mam poczucie, że to, co robiłam wcześniej, było zgodne ze mną. Tylko kiedyś za bardzo chciałam udowodnić sobie, jaka jestem fajna, dobra, ładna. Bycie modelką, ciągłe pokazywanie się. To było leczenie mojego zaburzonego poczucia własnej wartości. To było udowadnianie sobie i ludziom, że jestem warta więcej. Teraz mam świadomość siebie. Chcę być szczęśliwa, chcę robić to, co lubię, dla siebie. Dla nikogo innego. Oczywiście, życie jest życiem i na pewno jeszcze parę razy się zawiodę, dostanę po tyłku, ale wiem, że to, co będę robiła, będzie dla mnie.

Rozmawiała: Anna Chodacka

Exit mobile version