Site icon Sukces jest kobietą!

Gdy kobieta przeklina: Rashida Tlaib

Prawicowe media w USA żyły tym tematem cały weekend. Bo jak to, parlamentarzystka mówiąca o prezydencie „motherfucker”?! Komentatorzy mówią o złamaniu dekorum, prezydent o okryciu się hańbą, ale inni przypominają: ejże, ten sam prezydent nazywał tak wielu ludzi i wam to nie przeszkadzało.

O Rashidzie Tlaib już wspominaliśmy przy okazji wyjątkowych wyników wyborów parlamentarnych w USA. To jedna z wielu kobiet, które w listopadzie wdarły się przebojem do Izby Reprezentantów.

Sama wyborcza wygrana nie była żadnym zaskoczeniem, ponieważ startowała w 13. Dystrykcie Michigan, gdzie jej partia ma miażdżącą przewagę i żaden republikanin nawet nie wpisał się na listę kandydatów. Słusznie, w końcu „partia białych mężczyzn” (określenie użyte przez samych republikanów w raporcie podsumowującym wybory z 2012) nie ma szans w obszarze, gdzie kobiety, Afroamerykanie i Latynosi stanowią sporo ponad 60% wyborców, a prawie co czwarty mieszkaniec jest bezrobotny. To dystrykt zdominowany przez osoby wykluczone społecznie w mniejszym lub większym stopniu, które nie są beneficjentami polityki uprawianej przez republikanów.

W przypadku Tlaib wejście przebojem oznacza, że wkrótce po wygranej stała się jedną z twarzy wyborów 2018. Demokraci świętują fakt, że oglądają pierwszą muzułmankę wygrywającą wybory (ex aequo z Ilhan Omar), a przeciwnicy z drugiej strony barykady pokazują palcem na „islamizację” Izby Reprezentantów przez kobietę o nazwisku „Talib” (tak najczęściej wymawia się jej łamiące język nazwisko). Tlaib zasłynęła jednak bezkompromisowymi wypowiedziami już w trakcie kampanii wyborczej. Bo, jak mówiła, jest po prostu dziewczyną z południa Detroit, gdzie trzeba mieć twardy charakter.

Tlaib nie boi się używać mocnych sformułowań publicznie, czego wyraz dała tuż przed minionym weekendem, w pierwszym tygodniu swojej obecności w Kongresie. Podczas jednego z publicznych spotkań powiedziała:

– Kiedy mój syn patrzy na mnie i mówi „Mamo ty wygrałaś, a tyrani nie wygrywają?”, ja mówię, „dokładnie, kochanie, nie wygrywają. Pójdziemy tam i zrobimy impeachment temu matkoje#cy”.

Ostatnie słowo, po polsku bardzo dosadne, w USA używane jest dość często i upowszechniła je kultura masowa. Jednak jego wypowiedzenie w kontekście prezydenta Donalda Trumpa, nawet jeśli podczas nieformalnego spotkania, wywołało niemały skandal.

(Nie)święte oburzenie

– Uważam, że jej komentarz był haniebny. Nie znam tej osoby, zakładam, że jest nowa. Myślę, że splamiła honor swój i swojej rodziny. Używanie takiego języka w obecności swojego syna i kogokolwiek innego, kto tam był, to wielki dyshonor dla niej i całej jej rodziny. Uważam, że to wielki brak szacunku dla Stanów Zjednoczonych Ameryki – odpowiedział oburzony Donald Trump, gdy dziennikarze zapytali o jego reakcję.

Jak nietrudno się domyślić, w takim samym tonie parlamentarzystkę zaatakowali członkowie biura prasowego prezydenta, a także prawicowi dziennikarze i publicyści, na czele z radykalnym portalem Breitbart, który dotąd opublikował już 7 tekstów na ten temat. Kobiecie nie wypada, politykowi nie wypada, to narusza dekorum, powagę urzędu – takie zarzuty padały i wciąż padają pod adresem Tlaib.

Tylko czy brzmią poważnie, gdy oburzają się zwolennicy Donalda Trumpa i on sam? Mówimy przecież o człowieku, który wielokrotnie wyzywał ludzi publicznie od matkoje#ców czy skur#ysynów – podczas wieców, wystąpień telewizyjnych czy na twitterze. Mówił o łapaniu kobiet za cipki, a potem bronił tego jako „pytlowania w męskiej szatni”. O jednej z kobiet publicznie powiedział, że ma „koński ryj”, o innej, że wyglądała źle i „krwawiła po nieudanym liftingu”.

Czy można jeszcze mówić o dekorum w amerykańskiej polityce, gdy prezydent nazywa media ścierwem i publicznie zastanawia się, czy któregoś ze stojących niedaleko dziennikarzy chciałby zabić, wskazując na nich palcem? Gdy Trump używa jawnie rasistowskich sformułowań, zarzucając Murzynom brak inteligencji, Latynosom lenistwo, roznoszenie chorób i przestępczość? Gdy prezydent zachęca tłum, by atakowali każdego, kto będzie chciał protestować? Gdy oburzające się dziś media mają na koncie zachęcanie do wjeżdżania autami w tłum (!) protestujący przeciw Trumpowi (jak np. „Daily Caller”)?

Nie, nie cofnęła się

Dlatego Rashida Tlaib postanowiła, że nie zamierza przepraszać ani wycofywać się ze swoich słów, choć wie, że były obsceniczne. W piątkowym wywiadzie telewizyjnym dla WDIV Local 4 parlamentarzystka stwierdziła:

– Chyba trafił swój na swego. Nie znoszę tyranów i zabieram się za nich dokładnie tak samo, jak oni zabierają się za nas. Będzie musiał z tym żyć.

Skoro Tlaib odmówiła przeprosin, część mediów zaczęła się domagać przeprosin od partii demokratycznej. Niektórzy jej członkowie rzeczywiście potępili użycie takiego języka, ale przewodnicząca demokratów w Izbie Reprezentantów Nancy Pelosi – wbrew tradycji – postanowiła, że nie zamierza odcinać się od Tlaib z powodu takiej wypowiedzi.

– Mam z racji pokolenia swoje odczucia na ten temat, ale nie zamierzam bawić się w cenzorkę. Nie podoba mi się ten język i nie użyłabym go sama, ale nie zamierzam ustanawiać dla kolegów i koleżanek standardów językowych. I nie sądzę, by jej słowa były gorsze od słów naszego prezydenta – powiedziała Pelosi.

Niespodziewane wsparcie

Zwykle w takich sytuacjach wygrywa „grzeczność”, a osobę używającą niestosownych sformułowań spotyka tymczasowo ostracyzm ze strony kolegów i mediów. Jednak hipokryzja Trumpa i jego obrońców stała się tak jaskrawa, że nawet wstrzemięźliwy zwykle „Washington Post” opublikował felieton o tytule, jakiego nigdy dotąd nie widziano: „Co jest aż tak złego w matkoje#cy?”. W materiale Molly Roberts pada wiele porównań między zachowaniami poszczególnych polityków, na czele z Trumpem, rzecz jasna. Skoro Ameryka przywykła już do wyzwisk i wulgaryzmów ze strony najwyższego polityka, to dlaczego motherfucker ma oburzać? Podobny ton ma felieton w męskim magazynie „Esquire”.

Co więcej, Tlaib spotkała się z poparciem ze strony znanych kobiet. Pierwsza kobieta-premier Kanady Kim Campbell słuchała jednej z wypowiedzi Trumpa podczas piątkowej konferencji (że zamiast pensji urzędnicy rządowi otrzymają bezpieczną granicę z Meksykiem), po czym napisała publicznie: „on naprawdę jest matkoje#cą”. Znana komiczka i aktorka Wanda Sykes napisała na twitterze: „Niesłusznie nazwała go matkoje#cą. On jest kłamliwym matkoje#cą”. Z kolei prowadząca bijącego rekordy popularności programu The View, Joy Behar, zwróciła się do prezydenta Trumpa bezpośrednio: – Czyli co, uraziło cię to czy może to było tylko „pytlowanie w męskiej szatni”?

Przeważająca większość komentujących życzyłaby sobie oczywiście lepszego doboru słów ze strony Rashidy Tlaib, zwłaszcza podczas publicznego wystąpienia i w (symulowanej?) rozmowie ze swoim synem – starszy z potomków ma przecież dopiero 13 lat. Jednak kontekst ma znaczenie, a w tym wypadku wulgaryzm został użyty wobec osoby, która używa ich regularnie, w dużo bardziej kontrowersyjnych i publicznych okolicznościach.

Na szczęście święte oburzenie po jednej ze stron sceny politycznej pozwoliło kompletnie pominąć sedno wypowiedzi nowej reprezentantki demokratów: że zamierza głosować za impeachmentem prezydenta…

Foto: RashidaForCongress.com

Exit mobile version