Site icon Sukces jest kobietą!

FELIETON: Dlaczego „czarne życie się liczy”

Ostatnie dwa tygodnie są dla mnie nieustannym zdziwieniem. I choć podobno to dobrze, bo, jak zwykł mawiać Ryszard Kapuściński, kiedy przestajemy się dziwić światu, zaczynamy umierać, to jednak wątpię, żeby taki rodzaj zdziwienia, jak mój, miał na myśli Herodot polskiego reportażu.

Dziwię się bowiem Polakom, wielu moim bliższym lub dalszym znajomym, ludziom znanym, mediom (choć mediom dziwię się już znacznie dłużej), gdyż okazuje się, że bardzo, ale to bardzo wielu z nas to, proszę Państwa, rasiści. Pierwszej wody, tacy, którzy ze śmierci człowieka, który bezpośrednio stał się przyczyną gigantycznych protestów w Stanach (o tym za chwilę) robią sobie żenujące podśmiechujki, uważając, że są tacy „zdystansowani i zdroworozsądkowi”. Ale też tacy pod tytułem „Nie jestem rasistą, ale (i tu wstawcie sobie dowolne zakończenie zdania: „przecież koleś był przestępcą”, „przecież policja w USA ma takie procedury”, „przecież – to jedno z moich ulubionych – białych w Stanach z rąk policji ginie więcej niż czarnych”).

Nie wspomnę tu przez litość o Polonii amerykańskiej, gdyż, o ile jeszcze lokalni rasiści momentami starają się wmawiać innym, że nimi nie są, o tyle na wątkach, w których udzielają się rodacy przebywający obecnie za oceanem, nikt się z tym nie kryje. Co więcej, jest to powód do dumy…

Wiem, co mówię, ponieważ w związku z tym, że problem dyskryminacji rasowej dotyka szczególnie fundamentów mojego prywatnego człowieczeństwa (tak samo, jak wszelkie dyskryminacje: ze względu na kolor skóry, płeć, orientację seksualną, wyznanie, wygląd zewnętrzny, niepełnosprawność), od dwóch tygodni udzielam się w dziesiątkach dyskusji na różnych forach, grupach w social mediach, artykułach, itp.

W trakcie tych dyskusji, zostałam nazwana, uwaga wymieniam: lewakiem (wiadomo), popieprzoną feministką (wiadomo), miłośniczką „czarnuchów”, bezwzględną kapitalistką, idiotką, a nawet bolszewikiem (no, to nawet dla mnie był zaskocz).

Poza tym kilku mężczyzn wytłumaczyło mi świat, kilka kobiet poczuło się urażonych tym, że nie chciałam dyskutować z rasistowskimi komentarzami i ucinałam rozmowę, kilku rasistów błyskawicznie usunęło mnie ze znajomych w social mediach (w tym jeden całkiem wzięty kołcz), kilku usunęłam ja.

To tytułem wstępu. A teraz:

Dlaczego w tym wszystkim NIE CHODZI o rozbite witryny Chanel czy innego Dolce Gabbana, ani nawet – z zgrozo patriotyczna – o posprayowany cokół pod waszyngtońskim Kościuszką?

1. USA to potęga zbudowana przez białoskórych rękoma ukradzionych z ich domów czarnoskórych, na ziemiach ukradzionych czerwonoskórym.

Jak jestem dzieckiem popkultury, jak kocham Nowy Jork, jak USA zachwyca mnie przyrodniczo i krajobrazowo, tak, niestety, ale powyższe zdanie jest piekąco prawdziwe.

Ponad 300 lat niewolnictwa. I to, co oglądacie w filmach niewiele ma wspólnego z ohydną rzeczywistością. Tuż przed wojną secesyjną, w tym kraju, na potęgę swoich białoskórych właścicieli pracowało ponad 4 miliony (słownie: CZTERY MILIONY) niewolników. Po wojnie, przez ponad 100 lat, w USA trwała segregacja rasowa, aż do uchwalenia, dzięki staraniom m.in. Martina Luthera Kinga Voting Rights Act (ustawa o prawie do głosowania) i Civil Rights Act (ustawa o prawach obywatelskich) w 1964 r.

Do 64. czarnoskórzy obywatele USA nie znaczyli praktycznie nic. Przykład pierwszy lepszy z brzegu – w 1955 roku czarnoskóry chłopiec Emmet Till spędzał na południu wakacje. Kiedy wychodził ze sklepu, spojrzał na białą kobietę. Zlinczowano go za to tak straszliwie, że nie można było zidentyfikować jego zwłok, ponieważ miał kompletnie zmasakrowaną twarz. Przykład jeden z tysięcy zamordowanych bez powodu: czarnoskórych przez białoskórych.

I kiedy myślisz, że przecież od 64. wszystko się zmieniło, przechodzimy do kolejnego punktu.

2. Niewiele się zmieniło.

Rasizm systemowy to nie tylko to, że ktoś nazwie Afroamerykanina używając „n” word. To ciągły podział społeczeństwa na „czarne” i „białe”: szkoły, dzielnice, osiedla, ba, nawet miasta.

Czarnoskóre dzieci mają często na starcie gorszą edukację, bo szkoły, w których stanowią większość, są gorzej finansowane. A brak edukacji na poziomie podstawówki, to mniejsze szanse na dobrą szkołę średnią i jeszcze marniejsze na studia. Jakiekolwiek.

Gorsze wykształcenie to gorsza praca, niższe zarobki, a co za tym idzie – tańsze mieszkania, w mniej prestiżowych dzielnicach. Gorsza dzielnica, to gorsze szkoły, gorsza praca, albo jej brak i kółko się zamyka, mamy biedę.

A bieda, to gorszy stan zdrowia, junk food, bo stać cię tylko na hamburgera za 1,5 dolara na obiad, brak dobrej, ba, często jakiejkolwiek opieki zdrowotnej (o systemie opieki zdrowotnej w Stanach w ogóle można godzinami i bynajmniej nie w superlatywach). Gorsze zdrowie = gorsze życie, również w wymiarze ekonomicznym.

W 1965 roku, kiedy to miał się skończyć w Stanach rasizm, gospodarstwa domowe czarnoskórych Amerykanów mogły pochwalić się niecałą jedną dziesiątą majątku białoskórych współobywateli. Ten wskaźnik powtórzył się w… 2016.

Do tego wszystkiego, co chwilę wydarza się coś, co pokazuje dobitnie, że prawo i służby, które mają wedle tego prawa „służyć i chronić”, tak naprawdę odbierają życie, ponieważ ktoś ma taki, a nie inny kolor skóry…

3. Co roku, około setki osób czarnoskórych ginie z rąk policji zupełnie bez powodu, przy okazji, przez przypadek, pomyłkę, przez nadgorliwość i uprzedzenia funkcjonariuszy.

Oh, pardon, jest powód – mają czarny kolory skóry. Badania PNAS (taki amerykański odpowiednik PAN) z ubiegłego roku pokazują, że Afroamerykanin jest 2,5 razy bardziej narażony za śmierć z rąk policji w czasie interwencji w sprawie podejrzenia o spożycie narkotyków. Od 2013 roku policja zabiła ponad 7,5 tys. czarnoskórych obywateli USA (nie tylko policja, dla ścisłości). Wielu z nich, to takie oto historie:

Ahmaud Arbery – 23 lutego 2020 r. nieuzbrojony 25-letni chłopak postanowił pobiegać w hrabstwie Glynn w stanie Georgia. Dwóch białoskórych obywateli USA (ojciec i syn) zastrzeliło go z zimną krwią, goniąc go wcześniej swoim pickupem. Towarzysząca „dżentelmenom” kobieta nagrała tę egzekucję. Prokurator okręgowy poradził policji… Nikogo nie aresztować. Dopiero po tym, jak nagranie z egzekucji opublikowała na swojej stronie lokalna stacja radiowa, mordercy zostali aresztowani i postawiono im zarzuty. 7 maja – PONAD 2 MIESIĄCE po fakcie. O ilu podobnych sprawach opinia publiczna nigdy się nie dowiedziała?

Breonna Taylor – młoda pielęgniarka z Louisville. 13 marca 2020 grupa policjantów w cywilu strzeliła do niej, śpiącej w swoim łóżku, co najmniej 8 razy. Policja szukała w jej mieszkaniu byłego chłopaka, którego podejrzewano o posiadanie narkotyków. Tego rzecz jasna u niej nie było. Był za to jej obecny, który użył broni po tym, jak do mieszkania wtargnęli nieumundurowani policjanci. Zranił jednego z nich. W zamian, niewinna kobieta straciła życie. Ile podobnych jej zginęło „przypadkiem” podczas interwencji policji? Na przykład kolejne dwie kobiety:

Atatiana Jefferson – biały policjant w Fort Worth zastrzelił ją w jej domu podczas standardowej interwencji w sąsiednim budynku w październiku 2019. Rok wcześniej, emerytowana policjantka, również z Forth Worth, zastrzeliła swoją czarnoskórą sąsiadkę Botham Jean, po tym, jak… pomyliła domy i wchodząc do domu sąsiadki, myślała, że wchodzi do swojego…

Sandra Bland – jechała autem w Teksasie i nie użyła kierunkowskazu. Wyciągnięta brutalnie z samochodu, została aresztowana za… utrudnianie aresztowania i napaść na policjanta, którego nie dokonała. 3 dni później nie żyła, oświadczono, że popełniła samobójstwo w celi. Było to w 2015 roku. Aresztujący ją brutalnie funkcjonariusz nie poniósł żadnych konsekwencji. Dopiero w 2019 lokalna telewizja w Dallas pokazała wideo z brutalnego zatrzymania kobiety. Okazało się, że policjant kłamał w sprawie napaści. Okoliczności jej samobójstwa pozostają niejasne.

George Floyd – podejrzany o to, że zapłacił za fajki fałszywą dwudziestodolarówką (która, jak się okazało, nie była fałszywa), został uduszony przez policjanta, który klęczał na jego szyi przez blisko 9 minut, w tym 2 minuty po tym, jak podejrzany przestał się odzywać i ruszać. George cały czas powtarzał, że nie może oddychać, ale żaden z policjantów biorących udział w interwencji nie zareagował.

Eric Garner – on również został uduszony. W NYC. Podczas szarpaniny z policjantami w trakcie aresztowania, pięć lat temu. Policjant bezpośrednio odpowiedzialny za jego śmierć, dopiero w 2019 roku poniósł konsekwencje tego, co zrobił. Stracił pracę… Tyle. Oh, nie. Policjant pozwał miasto NYC za to, że stracił pracę. Aha, w trakcie protestów, kiedy czarnoskórzy obywatele nieśli transparenty z napisem dobrze znanym i dziś: „I can’t breathe”, policja założyła koszulki z napisem: „We can breathe”. True story.

Philando Castile – jechał z partnerką i jej małym dzieckiem samochodem. Został zastrzelony podczas rutynowej kontroli, w samochodzie, ponieważ… posiadał broń, na którą miał zezwolenie w stanie, w którym nosić broń może każdy (Minnesota).

Tamir Rice – o nim mogliście słyszeć kilka lat temu, to 12-letni chłopiec z Cleveland, który w 2014 roku bawił się pistoletem zabawką, został zastrzelony przez policjanta natychmiast po tym, jak funkcjonariusz zjawił się do wezwania.

I jeszcze jeden kwiatek sprzed około miesiąca – białoskóra kobieta, która była na spacerze z pieseczkiem w Central Parku w NYC, po tym, jak czarnoskóry mężczyzna zwrócił jej uwagę, żeby bardziej pilnowała zwierzaka, uwaga, uwaga – ZADZWONIŁA pod 911, mówiąc, że boi się o życie, bo zagraża jej czarny mężczyzna. Dacie wiarę? A jednak, ktoś panią nagrał, a nagranie obiegło wszystkie duże media w Stanach. Ps. Obrońcy zwierząt odebrali jej psa, bo okazało się, że się nad nim znęcała. Czarnoskóry mężczyzna tym razem uszedł z życiem.

Czy teraz bardziej widać, dlaczego od ponad tygodnia w całych Stanach setki tysięcy ludzi wyszły na ulice? Dlaczego krzyczą i nie chcą w ciszy umierać? Bo ciche protestowanie nic nie daje.

Kiedy chwilę temu Colin Kaepernick, amerykański czarnoskóry futbolista, klęczał podczas odgrywania hymnu USA w niemym proteście przeciwko przerażającej brutalności policji, nikt tego protestu nie potraktował poważnie. No, może poza sponsorami, którzy pokazali mu środkowy palec i pozbawili kontraktów i prezydenta Trumpa, który publicznie kazał mu się wynosić z kraju.

Od tego czasu zginęli kolejni ludzie. I kolejni, i kolejni. I George Floyd.

Widzicie powód, dla którego ludziom skończyła się cierpliwość?

I jeśli ktoś z obserwujących dziś protesty widzi tylko powybijane szyby (tak, ja też uważam, że chuliganerię i bandytów, którzy podpinają się pod protesty, żeby kraść i niszczyć dorobki ludzkich żyć, należy karać) i pomazany pomnik Kościuszki, i nie ma pojęcia o tym skraweczku rzeczywistości, który tu opisałam, to może lepiej niech czas przeznaczony na pisanie rasistowskich, żenujących i głupich komentarzy przeznaczy na edukację. Bo każde życie się liczy. Również to czarne.

Exit mobile version