Site icon Sukces jest kobietą!

Danuta Ochał: Czas się pochwalić!

​W męski świat przemysłu weszła z wrodzonej przekory i uporu. Pierwsze zderzenie z rzeczywistością jej nie powstrzymało i błyskawicznie wspina się po szczeblach kariery w innowacyjnej branży technologii laserowych i magazynowania energii.

Wysoka pozycja w nietypowej dla kobiet branży, a do tego osiągnięta w bardzo młodym wieku. Czy już dziś uważa Pani, że osiągnęła sukces?

Wszyscy wokół mówią mi, że tak, ja sama jeszcze tego nie czuję. Oczywiście, stanowisko i kariera sukcesem są, ale czegoś mi jeszcze brakuje. To może wynikać z osobistej ambicji czy też dużej dozy samokrytyki, którą mam. Są plany osobiste, plany wobec firmy, więc jeszcze za wcześnie, żeby odtrąbić osiągnięcie sukcesu. Kto wie, może samokrytyka wydłuży trochę dochodzenie do tego momentu…

Czyli jest presja nie tylko z zewnątrz, ale i wewnętrzna?

Stawiam sobie wysokie wymagania, moje cele są dosyć ambitne, dlatego dopiero teraz uczę się doceniać nie tylko duże osiągnięcia, ale i te mniejsze, osiągane niejako po drodze. Tych drugich uzbierało się już dużo, z oceną większych jestem bardziej ostrożna. Zresztą, każdy może ten sukces definiować zupełnie inaczej. Ja postawiłam na karierę zawodową i na tym polu się realizuję, inni spełniają się bardziej w życiu rodzinnym, w sporcie, itd. U mnie to jest praca, chociaż w sporcie też mam swoje cele. Postanowiłam, że zacznę robić pompki i podciągać się! (śmiech)

Czyli jeszcze nie chodzi o sukcesy olimpijskie?

(śmiech) Nie, nie – to będzie sukces bardziej osobisty! Od lat siedzi we mnie dorównanie innym właśnie w tych formach wysiłku, wymagających sporo energii. Wiem, że są kobiety, które robią to bez wytchnienia, u mnie było z tym gorzej. Teraz staram się systematycznie trenować pod okiem trenera trójboju i idę naprzód. To chyba wynika też z moich ambicji, bo lubię zadania, przy których trzeba się zmęczyć zanim coś się osiągnie. Wtedy człowiek bardziej docenia to, co udało się wypracować. Nie ukrywam, że wysiłek fizyczny pozwala się odprężyć i zapomnieć trochę o rzeczywistości zawodowej, a ogólnie lubię wypoczywać aktywnie. Staram się nie siedzieć przed telewizorem i stateczność mnie męczy. Dynamika, prędkość – to lubię!

To też chyba wychodzi w pracy, tam także jest prędkość i energia. Zwłaszcza w, mimo wszystko, bardzo męskiej branży. Jak to się stało, że znalazła się Pani w LaserTec?

Początki były faktycznie trochę zderzeniem z rzeczywistością, choć w świecie męskich zawodów miałam już swoje doświadczenia. Wcześniej miałam do czynienia z branżą budowlano-geodezyjną i tam się właściwie zaczęła moja kariera zawodowa, pomijając drobniejsze aktywności po drodze, choćby w finansach. Już w budowlance zetknęłam się z tym, choć mimo wszystko tam kobiety się przewijały.

Ale o przemyśle nawet wcześniej słyszałam, że tam jest nas mniej. Fakt, że szłam do handlu i marketingu, ale jednak w branży przemysłowej. Potraktowałam to jako wyzwanie i na początku był nawet efekt „wow”. Po wejściu w ten świat mocno odczułam, że nie jestem facetem. Do dziś czasami to czuję. Mimo że mówi się sporo o równości płci i kompetencji, to wrażenia były inne. O naszej firmie nie mogę powiedzieć złego słowa, u nas jest równo, atmosfera jest bardzo dobra, a zespół jest mieszany, super zgrany. Ale w samej branży, w pracy z klientami czy podczas imprez branżowych to wciąż czuć. Na przykład, siedzę z sześcioma mężczyznami, w dyskusji słyszę tylko „panowie, panowie” i dopiero po zaznaczeniu swojej obecności słyszę „drodzy państwo”. Jest też niewypowiedziane założenie, że kobiety mogą mieć wiedzę administracyjną, ale technicznej już raczej nie.

Nie chcąc bronić tych sytuacji, mam wrażenie, że to może być bezwiedne powielanie stereotypów. Czy jednak czuć w tym intencję pokazania „słabszej płci” miejsca w szeregu?

Być może to faktycznie bezwiedne, ponieważ mam wrażenie, że zmiany zachodzą. Coraz częściej widzę uznanie dla kobiet ze strony mężczyzn, ale i moja pozycja w tym świecie się zmienia. Kiedy startowałam, miałam spore zahamowania przed, na przykład, zadawaniem pewnych pytań. Była mocna analiza siebie, swojej wiedzy i tego, czy pasuję. Teraz mam więcej luzu i pewności siebie, więc zaczynam cieszyć się bardziej swoją kobiecością. Wcześniej, podświadomie, chyba starałam się dopasować do facetów, dorównać im. W pewnym momencie bardziej widziałam w sobie cechy męskie niż kobiece i tych drugich nie doceniałam.

W jakimś sensie fasada, żeby się nie odsłonić?

Oj tak, żeby nie pokazać swoich słabości. Było mi głupio przyznać się, że czegoś mogę nie wiedzieć. Zamiast dopytać kolegów, wolałam się po chichu douczyć i być przygotowana. Stawiałam na twardość, żeby nie potwierdzić stereotypu, którego istnienie czułam. Żeby nikomu nawet nie przeszło przez myśl, że kobieta może się nie nadawać. Nawet na początku sytuację w zespole trochę tak postrzegałam, więc wkładałam więcej pracy w budowanie tej firmy. To z kolei zaowocowało awansami i dziś mam już sporo tych małych cegiełek, które sama włożyłam w budowę LaserTec.

Czyli udało się wyjść poza fasadę, rozepchać się łokciami?

Zdecydowanie, choć rozpychanie zaszło tylko w przenośni (śmiech). Chyba trochę tak trzeba. Ja akurat jestem osobą, która mówi to, co myśli. Owszem, byłam zachowawcza, ale jeśli chodzi o rozwój firmy, o ważne aspekty jej działania, to zdecydowanie staram się zabierać głos w taki sposób, jakiego sytuacja wymaga. Nie chcę też, żeby wyszło, że mężczyzn „hejtuję” w jakimkolwiek sensie, w końcu stale z nimi pracuję. Mogę nawet powiedzieć, że jak dotąd lepiej dogaduję się z facetami niż z kobietami. U siebie w zespole handlowym mam samych kolegów i jest nam dobrze. Nauczyłam się, jakkolwiek to zabrzmi, obcować z nimi. W sprzedaży mężczyźni mają tę przewagę, że mają więcej pewności siebie, oni od razu „polują na mamuta” – duży zwierz, głęboka woda, choćby nawet bez przygotowania. Mniej kalkulują. Oczywiście czasami polegną, ale czasami też uda się przekroczyć oczekiwania. Kobiety są bardziej skrupulatne, strategiczne w przygotowaniu i może celują niżej, bardziej precyzyjnie. Sama też trochę spoglądam z zazdrością na to poczucie luzu i śmiałość kolegów.

Wspomniała Pani, że przed zmianą branży słuchała Pani opinii o przemyśle jako zmaskulinizowanym. Czy ten krok poprzedziły analizy, była skrupulatność w ocenie?

Absolutnie nie. Wszystko było tu dla mnie nowe, łącznie z tym, że to branża mocno innowacyjna, zróżnicowana technologicznie i materiałowo. Tu trzeba mieć jakieś podstawy inżynierii materiałowej, a ja weszłam w to bez żadnego doświadczenia. Tyle, co gdzieś zasłyszałam. Reszty musiałam się nauczyć. Pierwsze miesiące były bardzo stresujące, zwłaszcza że przyszłam niedługo po zmianie właściciela i w okresie przebudowy firmy.

Jakie są efekty tej przebudowy?

W ciągu tych czterech lat udało nam się osiągnąć bardzo wiele i teraz stoimy przed kolejnym skalowaniem działalności. Chcemy z firmy głównie usługowej przeobrazić się w firmę głównie produkcyjną. Takie zmiany zachodzą kosztem niemałej pracy i sporych wyrzeczeń, oczywiście również kosztem czasu prywatnego. Nawet, wstyd się przyznać, przez tych kilka lat nie miałam solidnego urlopu, żeby na kilka dni wyjechać i odciąć się zupełnie.

Nie boi się Pani, że to się kiedyś odezwie? Zmęczenie materiału, początki wypalenia…

Nie ukrywam, że miałam już swoje kryzysy. Zmęczenie jest zwłaszcza przy większych wyzwaniach, ale potem znowu przychodzi się do tej pracy, dzieje się coś fajnego i człowiek zapomina. Trudniejsze chwile zawsze są rekompensowane przez te dobre i na razie to wciąż się u mnie nakręca zamiast zwalniać. Mam nawet wrażenie, że najgorsze chwile mam już za sobą. Przynajmniej mam taką nadzieję (śmiech)! Zderzenie już dawno za mną, czuję się dobrze w swojej roli i wiem, że chcę to robić dalej. Zniknęło „czy się nadaję”, a było takich wątpliwości trochę.

Pewnie wynika to ze specyfiki sprzedaży i przemysłu, a jednak muszę złapać za słówko, że „lepiej się dogaduję z mężczyznami”.

To w żadnym razie nie oznacza niechęci do pracy z kobietami. Kobiety są wspaniałymi istotami, zresztą sama nią jestem, to wiem (śmiech)! Mam wrażenie, że kobiety są bardziej emocjonalne i tu również mówię o sobie. Jasne – trochę generalizuję, ale moje doświadczenie wskazuje, że mężczyźni wiele rzeczy przyjmują na chłodno, mniej analizują. Szybciej podejmują decyzję, są bardziej zadaniowi, ale też bardziej chaotyczni. Wszystkie te kulturowe różnice mają swoje wady i zalety, ale na przykładzie mojego zespołu, złożonego z samych panów, jestem wyjątkowo zadowolona. Oczywiście, jeśli chodzi o ogół pracowników, uważam, że w interesie każdej (!) firmy jest posiadanie mieszanego zespołu. Żadna firma, niezależnie od branży, nie powinna ograniczać się do jednej płci. Różnice sprzyjają wymianie pomysłów i ich różnorodności. My nawet w obszarze inżynieryjnym – zdominowanym przez mężczyzn – mamy kobiety, które bardzo dobrze się tam odnajdują. Żeby nie było, że tylko w jedną stronę można łamać stereotypy, to w zdominowanej przez kobiety administracji w LaserTec pracują także panowie. O sobie, nieskromnie, też powiem, że w zarządzie mam dwóch panów i czasami mówię im, że dobrze, że ma ich kto pilnować. (śmiech)

A w zespole nie zdarzyło się, że ktoś miał problem z kobietą jako przełożoną?

Zdarzyło się, tak. Zwłaszcza że była między nami różnica wieku. Ja mam zakodowany szacunek do starszych od siebie osób, z większym doświadczeniem. Być może też dlatego mogłam być traktowana nieco pobłażliwie, mniej poważnie. Ale to było już dłuższą chwilę temu i dziś pewnie inaczej bym do tego podeszła. Zadbałabym, żeby ta relacja była bardziej partnerska, symetryczna.

Czyli nawet jeśli jakieś stereotypy czy modele zachowań się pojawiały, to raczej w łagodnych formach.

I nie tylko u innych, również u mnie się pojawiały. Ja sama chciałam sobie udowodnić, że moja płeć nie ma tu znaczenia. Może to miało korzenie w wychowaniu? Pochodzę z bardzo konserwatywnego otoczenia, gdzie kobiety są postrzegane jako przyszłe matki, gospodynie. Praca może być, ale jakiś prosty etat do 15:00, nie w zarządzaniu. Na początku miałam to wpojone, ale w marzeniach była chęć buntu i przełamania tego modelu. Chyba zdecydował o tym upór, który w moim wypadku jest cechą zdecydowanie bardziej pozytywną. Kiedyś też bardziej przejmowałam się zdaniem innych, dziś jestem odporniejsza na krytykę, nie spowalnia mnie balast cudzych opinii.

Czyli potknięcia czy negatywne uwagi nie siedzą w Pani, nie ciągną w dół?

Dawniej tak było i skutki mocno odczułam. Z osoby bardzo spokojnej stałam się nerwowa, rozdrażniona, bardzo dotkliwie się to odbijało. Ale uznałam, że albo będę żyła oczekiwaniami innych, albo będę żyła tym, czym chcę żyć ja. To chyba przyszło z czasem, z bagażem doświadczenia. Otoczenie na pewno też jest ważne, a pod tym względem mam sporo szczęścia w życiu, bo zawsze otaczam się osobami pozytywnymi, które doceniają innych i motywują. Trudno mi wskazać konkretny moment, w którym postanowiłam żyć swoimi celami – przez dłuższy czas była sinusoida i w pewnym momencie to się poukładało.

Wspomniała Pani o konserwatywnych korzeniach, jak rodzina przyjęła wyjście poza schematy?

Byłam predestynowana na zupełnie inną osobę, jak mówiłam wcześniej: rodzina, dzieci, praca do ośmiu godzin. Może jako nauczycielka? Już jak poszłam na studia techniczne, to była masakra. „Co będziesz po tym robić?!” A ja, jak widać, już szłam w ten męski świat. W rodzinie zostały pytania o czas na dzieci, więc chyba trochę ciężko im zaakceptować wybraną przeze mnie ścieżkę. Ale w szerszym ujęciu jest OK.

To może niestosownie powtórzę ich pytanie: kiedy czas na dzieci?

Jeszcze nie. Nie to, że nie widzę się w roli matki, ale to jeszcze nie jest ten moment. Mam jeszcze sporo do zrobienia, firma nie jest jeszcze na tym etapie, żeby zredukować bieg. Chcę pokazać, że nie ma żadnych barier, że nie warto się samemu ograniczać. Na pewno nie przeszkadza mi, że przełamuję pewien stereotyp: kobieta z konserwatywnego domu na Podkarpaciu – oczywiście z całym szacunkiem dla Podkarpacia. (śmiech)

Jasne, to powód do dumy. Zwłaszcza w przypadku tak szybkiej kariery w zupełnie nowej, nieznanej wcześniej branży. Czy są jakieś uniwersalne cechy, które do takiego sukcesu prowadzą?

Na pewno wiara w siebie i swoje możliwości. W karierze na pewno nie obejdzie się też bez pracowitości, a w innych dziedzinach postawiłabym na systematyczność. Ona jest nawet ważniejsza od intensywności wysiłków. Temu hołdujemy też w LaserTec. Dalej: cierpliwość i wytrwałość, zresztą te cechy są powiązane i z pracowitością, i z systematycznością. Wiadomo, że w życiu spotykają nas różne sytuacje i okoliczności. Gdy jest gorzej, gdy nie idzie po naszej myśli, też trzeba to wytrzymać i mieć świadomość, że będzie lepiej.

Czy ma Pani dla siebie jasny cel, gdzie chciałaby Pani być za 5-10 lat?

Kiedyś miałam takie plany! (śmiech) Nawet to spisywałam. Od jakiegoś czasu podchodzę do sprawy dużo bardziej ogólnie. Skupiam się na tym, co jest do zrobienia tu i teraz, ewentualnie w okresie roku lub dwóch. A co za 5 lat? Nie myślałam o tym, wiele może się zmienić. Chcę uczestniczyć w rozwoju firmy i moja ścieżka rozwoju z tym jest związana.

Pandemia tego rozwoju nie powstrzymała?

Branża oberwała, tak. Wiele inwestycji zostało wstrzymanych. Natomiast z uwagi na specyfikę klientów oraz zmianę profilu firmy na pół roku wcześniej (z usługowej na produkcyjną), dobrze przeszliśmy przez ten pierwszy, najtrudniejszy moment. W jego trakcie rozpoczęliśmy projekty związane z wdrożeniem nowych produktów, jak baterie trakcyjne do pojazdów elektrycznych czy magazyny energii. To pozwoliło na rozwój, gdy sytuacja się nieco uspokoiła. Pracowaliśmy na pełnych obrotach, oczywiście w zgodzie z restrykcjami i z dozą niepewności, ale zleceń było tak dużo, że nawet na jeden dzień nie mogliśmy zatrzymać firmy. To wszystko wymusiło spore zmiany logistyczne i sanitarne, ale już po wszystkim mogliśmy uznać, że wobec nas największe problemy „przeszły bokiem”. Na szczęście klienci mocniej dotknięci pandemią też już do nas wracają.

Jak bardzo dużo dla firmy zmieniło przejście z usług w produkcję? Teoria jest jasna, ale jak wiele to zmieniło w życiu LaserTec?

Zmienia to, oj zmienia! To jest bardzo duży przewrót firmy. Ponieważ to jest proces, te zmiany cały czas postępują. Zresztą nie tylko chodzi o przeobrażenie firmy, ale i mentalność ludzi, którzy na tę firmę pracują. Począwszy od systemu zarządzania, obiegu dokumentów, zmiany procedur, po zmianę układu przestrzennego pod kątem linii produkcyjnej.

Zmienia się też profil produktów, ponieważ stawiamy na ekoenergetykę. Głównie mam na myśli przemysłowe magazyny energii, czyli te o napięciach i dużych pojemnościach (od kilkuset kWh do nawet kilkudziesięciu MWh). One są niezbędne do ustabilizowania gospodarki energetycznej w skali kraju, ale też dla poszczególnych przedsiębiorstw niosą bardzo realne korzyści ekonomiczne. To jeden z segmentów, w których widzimy ogromny potencjał, ale nie tylko tu. W ramach Grupy Kapitałowej LaserTec od 6 lat produkujemy baterie trakcyjne i moduły bateryjne do magazynów energii, ale i trakcyjnych pakietów bateryjnych.

Nieskromnie mogę powiedzieć, że na rynku europejskim jesteśmy jedną z kilku firm, które specjalizują się Przede wszystkim w technologiach laserowego łączenia. Już dziś LaserTec jako polska firma ma niemałe kompetencje i zwracają się do nas światowi gracze. Dlatego czas, by inni również nas poznali!

Exit mobile version