Site icon Sukces jest kobietą!

Anita Hill: Pierwsza tak odważna

anitahill1

Do dziś jest wyzywana za to, że „usiłowała zniszczyć karierę” politycznego rywala. On sam nazywa ją „najbardziej zdradzieckim wrogiem” na swojej drodze. Ale Anita Hill zapisała się w historii i pomogła ją kształtować. Być może efekty jej zeznań z 1991 roku pomogą wyłonić zwycięzcę wyborów prezydenckich 2020.

Długo zanim świat zaczął żyć sprawą Clintona i Moniki Lewinsky, zeznawać przed całym światem musiała ona. 35-letnia czarnoskóra asystentka wyryła grubą rysę w życiorysie sędziego sądu najwyższego. Nie chciała roztrząsać sprawy publicznie – ona jedynie zgłosiła swoje uwagi władzom – ale jej zeznania dla FBI wyciekły do prasy i tematem zaczęły żyć całe Stany Zjednoczone.

Anita Hill, dowiedziawszy się o nominacji Clarence’a Thomasa na stanowisko sędziego w Sądzie Najwyższym Stanów Zjednoczonych, postanowiła zgłosić liczne sytuacje molestowania seksualnego z jego strony. Dziś, w obliczu skandali seksualnych Clintona czy Trumpa, mógłby to nawet nie być temat dnia, ale w 1991 był to swego rodzaju przełom.

Oto młoda prawniczka zatrudniona w Departamencie Edukacji Stanów Zjednoczonych mówi głośno o tym, jak zachowywał się wobec niej przełożony. I mówi nie tylko z akt FBI, ale godzi się na transmitowane publicznie zeznanie przed senacką komisją ds. sprawiedliwości. Stanęła przed nią 11 października 1991 i musiała liczyć się z tym, że będzie trzeba znów mówić o najbardziej kłopotliwych sytuacjach z życia. O mierzeniu jej piersi, o bardzo plastycznych opisach penisa Thomasa, o dywagacjach na temat gwałtu, seksu ze zwierzętami czy orgii. O włosie łonowym na puszce coli, o naruszaniu przestrzeni intymnej, o wielokrotnych próbach skłonienia jej do zbliżenia. Odpowiadała cierpliwie i – na ile się dało – bez emocji.

To był pierwszy w historii raz, gdy Amerykanie w każdym domu mogli usłyszeć tego rodzaju szczegóły w kontekście kandydatury do najwyższego ciała sądowniczego w kraju. Dla Hill był to też trwający wiele godzin magiel, podczas którego polityczni sojusznicy Thomasa usiłowali podkreślać, że „tylko chciał się umówić, ale nie zaproponował seksu wprost”. Albo że „rozmawiał z panią o filmach z udziałem zwierząt, ale nigdy nie kazał pani ich oglądać”. Wreszcie, pytali ją, czy robi to dla pieniędzy, czy chce wydać książkę i na tym zarobić, etc.

W pewnym momencie zrezygnowana kobieta wiedziała już, że tu nie chodzi o wagę jej oskarżeń, ale o przepchnięcie kandydatury niezależnie od jej zeznań. Dlatego zapytana, dlaczego nie kierowała sprawy od razu do władz lub dlaczego utrzymywała kontakty zawodowe z tym człowiekiem, odpowiedziała z bezradnością w głosie:

– Dobre pytanie i jestem pewna, że nie odpowiem na nie w sposób dla pana satysfakcjonujący. To jedna z rzeczy, które dziś próbowałam zrobić. Wspominałam, że obawiałam się odwetu. Obawiałam się zniszczenia swojego życia osobistego. I musi pan zrozumieć, że taka reakcja – a jest to jedna z rzeczy, których nauczyłam się o molestowaniu – że taka reakcja nie jest nietypowa, ale nie umiem jej wyjaśnić. Trzeba by eksperta psychologii, by wyjaśnić, dlaczego tak się dzieje. Ale dzieje się, bo mi się to przydarzyło.

W kilku aspektach tej wypowiedzi Hill miała rację. Po pierwsze, nie przekonała senatora Alana Simpsona z Wyoming, bo ten uznał jej postawę za „niewiarygodną”. Po drugie, słusznie obawiała się odwetu, bowiem Thomas obficie znieważał ją później publicznie, a związane z nim organizacje przez wiele lat utrudniały jej karierę zawodową.

Po trzecie wreszcie, jej reakcja rzeczywiście nie jest niczym niezwykłym: ofiary często starają się funkcjonować „normalnie” pomimo molestowania nawet przez wiele lat. Boją się, że nikt im nie uwierzy, że zostaną zbagatelizowane – że zawsze stoją na przegranej pozycji. I miała podstawy tak myśleć. Po wielu godzinach przesłuchań i tak senat zatwierdził kandydaturę Thomasa, który do dziś zasiada w składzie sądu najwyższego.

Po wielu latach Hill przyznała w jednym z wywiadów, że momentów smutnego otrzeźwienia miała kilka. – W pewnym momencie zostałam zapytana „więc jaka procedura pani zdaniem powinna zostać zastosowana przez nas?” Ja, choć jestem tylko świadkiem i zeznaję, mam im wskazać co robić? I zdałam sobie sprawę, że oni nie mają pojęcia, co powinni zrobić.

Coś się jednak zmieniło

Dla samej Anity Hill to była droga przez mękę. Gdy była ofiarą molestowania (1981-82), miała dosłownie rok kariery prawniczej za sobą. Posada asystentki u wpływowego, czarnoskórego konserwatysty miała być dla niej drzwiami do dalszego rozwoju. Odeszła jednak po zaledwie 2 latach. Gdy go oskarżała, była już profesorem z ponad dekadą stażu w zawodzie i liczyła, że to jej pomoże. Nie wszystkich przekonało, ale otworzyło dyskusję na temat zachowania w pracy.

Wkrótce po przesłuchaniu Anity Hill ówczesny prezydent George H. W. Bush przestał sprzeciwiać się zmianom prawa na korzyść ofiar nadużyć w pracy. Odtąd ofiary molestowania nie musiały się aż tak bać zwolnienia z pracy, bowiem przysługiwało im prawo do powrotu, otrzymania zaległych pensji czy odszkodowań, zależnie od sytuacji. Prywatne firmy zaczęły masowo wdrażać programy informacyjne i szkolić pracowników na temat zachowań, które są w pracy niedopuszczalne.

Do dziś wiele jest do zrobienia, czego Hill jest świadoma. – Jedno z pytań, które mi postawiono i które tkwi mi w głowie, brzmi „jak mamy wychować córkę, by nie stała się ofiarą molestowania?” W takich kategoriach myślimy – że jeśli naprawimy ją, to nie spotka jej ten problem. Ale w rzeczywistości ona nie jest problemem.

Echa odzywają się do dziś

Choć sprawa miała miejsce w 1991 roku i później przykryły ją wielkie skandale na innym tle lub z udziałem innych polityków, to pamiętne 8 godzin przesłuchania w senacie do dziś ma swoją wagę. Może okazać się jednym z gwoździ do trumny dla kandydatury Joe Bidena na prezydenta w 2020. W chwili pisania tego tekstu Biden wciąż jest liderem sondaży i najpoważniejszym konkurentem dla Donalda Trumpa po stronie demokratów.

Jednak na Bidenie bardzo silnie ciąży przeszłość, z którą politycznie nie do końca umie sobie radzić. Okazało się, że tuż przed ogłoszeniem swojego startu w wyborach Biden zdecydował się na wykonanie jednego ważnego telefonu, do Anity Hill właśnie.

Po prawie 28 latach postanowił odezwać się do niej właśnie w kluczowym momencie. Dlaczego? Ponieważ to właśnie Biden był przewodniczącym komisji, przed którą zeznawała Hill. To Biden pozwolił senatorom zadawać nawet niestosowne i uwłaczające pytania. To Biden nie pozwolił żadnej z czterech innych kobiet (zgłaszających te same oskarżenia i czekających za drzwiami) potwierdzić jej zeznań. Wg śledztwa „Los Angeles Times” Biden w pewien sposób przehandlował przesłuchanie w zamian za układ z republikanami.

O ile Anita Hill była świadoma wrogości republikanów, którzy bronili własnego nominata, o tyle postawą Bidena mogła być zdziwiona. O tyle zdziwiona, że przez ponad dwie dekady w jej rodzinie utarł się pewien żart. Gdy nie wiadomo było, kto dzwoni, mówiło się, że „pewnie Biden z przeprosinami”. Ale Biden zadzwonił dopiero w kwietniu 2019, gdy sprawa wypłynęła w kontekście jego kandydatury. I, sądząc po szorstkim podsumowaniu Anity Hill w „New York Times”, kandydatowi nie udało się spełnić oczekiwań. Powtarzał, że nie mógł zrobić więcej, choć ewidentnie mógł – było to udowadniane latami przez najlepszych dziennikarzy USA. Bidenowi poszło na tyle źle, że prof. Hill zdecydowanie odmówiła oddania mu swojego głosu w wyborach, przynajmniej na tym etapie kampanii.

– Naprawdę jestem otwarta na to, że ludzie się zmieniają. Ale nie wystarczy powiedzieć „nie mogłem zrobić nic więcej”. Chciałabym od niego usłyszeć to, czego szukam u wszystkich kandydatów. Że problem, którego doświadczamy i którego jesteśmy świadomi bardziej niż kiedykolwiek – kwestia molestowania i napaści seksualnych, ochrony ciała kobiety – jest poważnym problemem. Że to problem wart powszechnej uwagi. Chcę wiedzieć, co każdy z kandydatów robi, by z tym walczyć – powiedziała w wywiadzie Hill. Zapewniła też, że na liście kandydatów widzi znacznie lepsze wybory niż Biden.

Exit mobile version